Konferencję przed odsłoniętą w czwartek tablicą upamiętniającą katastrofę smoleńską zwołał Społeczny Komitet Obrońców Krzyża. Reprezentujący go Miłosz Stanisławski powiedział, że pilnujący krzyża nie chcą konfliktu z Kościołem i są gotowi pomóc w przeniesieniu symbolu. Zaznaczył jednak, że osoby te chcą, by w jego miejscu stanął pomnik ku czci wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej.
Stanisławski ubolewał, że umocowana w czwartek na ścianie południowego skrzydła Pałacu Prezydenckiego tablica "nie była skonsultowana ze stroną społeczną", a w uroczystości nie wzięły udziału rodziny ofiar katastrofy; o zamiarze umieszczenia tablic nie wiedzieli też posłowie.
"Wszyscy broniący krzyża są katolikami, nikt z nas nie chce wchodzić w konflikt ze stroną kościelną" - powiedział Stanisławski. "Chcemy przenieść ten krzyż, chcemy pomóc hierarchom w uroczystym przemarszu, ale i upamiętnić ofiary w sposób adekwatny do katastrofy" - dodał.
Po konferencji powiedział PAP, że w przypadku kolejnej próby przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny on sam podporządkuje się stronie kościelnej. "Jeżeli do tego czasu nie powstanie deklaracja wiążąca odnośnie powstania pomnika, przyjmę to z wielkim ubolewaniem i nie będę usatysfakcjonowany, ale będę uczestniczył w procesji i przeniosę sam ten krzyż, jeśli będzie trzeba" - podkreślił. Zaznaczył jednak, że obawia się, że inni członkowie komitetu zachowają się inaczej.
Biorąca udział w konferencji Joanna Burzyńska, która 3 sierpnia chciała przywiązać się do krzyża i uniemożliwić w ten sposób jego przeniesienie mówiła z kolei, że jak dotąd "nie jest spełniona wola narodu". "Na tym krzyżu widnieje od czterech miesięcy tabliczka informująca, że ten krzyż to apel o pomnik w tym miejscu" - podkreślała.
W czwartek Prezydium Episkopatu Polski zaapelowało o umożliwienie przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny. Sekretarz Konferencji Episkopatu Polski bp Stanisław Budzik apelował też, by kwestia krzyża ustawionego przed Pałacem Prezydenckim nie była wykorzystywana jako "temat zastępczy" ani "narzędzie do jakichkolwiek celów".
Komentując apel Episkopatu Burzyńska powiedziała, że "jeden ksiądz arcybiskup nie stanowi całego Kościoła". "Ksiądz biskup dał się wciągnąć na pewne pole, do którego nie zostały zaproszone osoby zainteresowane - ani jedna osoba z rodziny pana Lecha Kaczyńskiego, ani inne osoby z rodzin 96 ofiar katastrofy. Nie zostały też zaproszone te grupy, które tu od 10 kwietnia modlą się, które ciągle jeszcze chcą przeżywać ten dramat. Trzy miesiące, cztery, to trochę za mało" - mówiła dziennikarzom.
Dodała, że pozwoli przenieść krzyż dopiero wtedy, gdy przed Pałacem Prezydenckim powstanie "monument na rangę tych ofiar, które odeszły 10 kwietnia 2010 r., na rangę wymiaru ich życia".
"Każda osoba z tych 96 ofiar stanowiła piękną kartę historii. A przede wszystkim nasz pan Lech Kaczyński ze swoją małżonką, nasz pan prezydent" - podkreśliła.
Obecny pod krzyżem od wielu dni mężczyzna, znany z wygłaszania radykalnych opinii na temat osób, które opowiadają się za przeniesieniem tego symbolu religijnego sprzed Pałacu Prezydenckiego do kościoła wykrzykiwał, że "po taki krzyż powinni przyjść arcybiskupi, a nie jakiś zwykły księżyna".
"Zapraszam arcybiskupa - jednego, drugiego - niech sam weźmie ten krzyż na plecy i go przeniesie do kościoła" - mówił.
W czwartek przed południem na fasadzie Pałacu Prezydenckiego odsłonięto i poświęcono tablicę upamiętniającą katastrofę smoleńską. Uroczystość odbyła się po kilkudziesięciu minutach od podania informacji, że stołeczny konserwator zabytków wyraził zgodę na takie upamiętnienie.
W ocenie szefa Kancelarii Prezydenta Jacka Michałowskiego, odsłonięcie tablicy otwiera drogę do zrealizowania porozumienia z 21 lipca między Kurią Metropolitarną, harcerzami a Kancelarią o przeniesieniu krzyża do kościoła św. Anny.
Po południu Kancelaria Prezydenta poinformowała, że druga tablica, upamiętniająca parę prezydencką, tragicznie zmarłych pracowników Kancelarii oraz Biura Bezpieczeństwa Narodowego w niedługim czasie powstanie w kaplicy Pałacu Prezydenckiego.