"Nie będzie mnie tam, bo nie mam mocy, by parę spraw poprawić, a burzyć bym nie chciał" - mówił były prezydent odnosząc się do wtorkowych uroczystości w Stoczni Gdańsk. Jak dodał, zawsze postępował zgodnie z wewnętrznym przekonaniem, a teraz takiego przekonania nie ma.
Na sugestie, że musi chociaż obejrzeć wtorkowe widowisko Roberta Wilsona "Solidarność. Twój anioł Wolność ma na imię", Wałęsa odparł: "powiedziałem ojcu Ziębie, że jestem za, a nawet przeciw. Więc kto wie...".
Dopytywany, czy denerwuje się przed wtorkowym wyrokiem sądu w sprawie, jaką wytoczył Krzysztofowi Wyszkowskiemu za wypowiedź, że Wałęsa był TW "Bolkiem", były prezydent odparł: "znam swoje zasługi". "Wiem, że to ja prowadziłem ten bój o Polskę, ale czy sprawiedliwość zawsze jest po właściwej stronie? Czy objawi się dopiero na Sądzie Ostatecznym? Czasem zadaję sobie pytanie, czy warto było walczyć?" - ujawnił Wałęsa.
Odnosząc się do sprawy krzyża na Krakowskim Przedmieściu, powiedział, że gdyby był prezydentem zrobiłby z tym porządek. "Powiedziałbym: Kochani, mamy tu już jeden pomnik księcia Józefa Poniatowskiego, drugi się nie zmieści. Chcecie pomnika, to zastanówmy się wspólnie, gdzie mógłby stanąć. Natomiast na szantaż krzyżem nie pozwolę. Daję godzinę na jego usunięcie" - mówił.
Pytany, czy zdecydowałby się na użycie siły, zaznaczył, że "prawo trzeba egzekwować". "Państwo nie może ustępować przed grupką ludzi, którzy reprezentują tylko siebie. Jeśli nie przemawia siła argumentów, to należy użyć argumentu siły" - podkreślił Wałęsa.