Edmund Klich stwierdził, że do katastrofy przyczyniła się cała "grupa przyczyn", a których większość jest po stronie polskiej, ale także jakaś część po stronie rosyjskiej. I należy je zawrzeć w raporcie MAK. "Myśmy przekazali wiarygodne, zdecydowane stanowisko. Jeżeli to stanowisko nie będzie uwzględnione, napiszemy swój raport. Historia zna takie przypadki" - deklarował. Odrzucił możliwość negocjacji ze stroną rosyjską. "Nie można negocjować prawdy. Jest prawda, są fakty i trzeba je ocenić, wyciągnąć wnioski i ustalić przyczyny" - dodał.

Reklama

Klich wyjaśniał, że raporcie MAK niewiele miejsca poświęciła działaniom strony rosyjskiej. Zdecydowana większość wniosków dotyczy postawy strony polskiej, w szczególności pilotów. "Nie mówię o winie kontrolerów, ale to powinno być w raporcie. Jeśli tego nie ma, to trudno uznać raport za obiektywny" - przekonywał polski przedstawiciel przy MAK.

Czego dotyczą luki w raporcie? M.in. tego, co działo się w wieży kontroli lotów. "Były emocje w wieży kontrolnej, rozmowy telefoniczne, nawet naciski. To powinno być zawarte w raporcie i przeanalizowane. Czy miało to wpływ na bezpieczeństwo lotu, czy nie" - tłumaczył Edmund Klich. Skarżył się także, że odniósł wrażenie lekceważenia przez MAK katastrofy smoleńskiej.

Edmund Klich odniósł się także do pojawiających się co jakiś czas plotek o tym, że ktoś rzekomo przeżył katastrofę z 10 kwietnia. "Nikt nie miał prawa przeżyć uderzenia o ziemię w położeniu plecowym samolotu. gdy przeciążenie wyniosło 100 G. Wszelkie plotki, że ktoś dzwonił i rozmawia z rodziną, należy wykluczyć" - zapewniał. Dodał, że nie wierzy także w hipotezę o zamachu. "Ta katastrofa to typowy wypadek wielu naruszeń proceduralnych i wielu błędów. Do tego dochodzi jeszcze stan lotniska i presja psychiczna na pokładzie i stanowisku kierowania" - przekonywał Klich.