Ciała dzieci znaleziono w grudniu w mieszkaniu w bloku przy ul. Szpitalnej w Łodzi. W mieszkaniu zatrzymano ich 43-letniego ojca Janusza T., byłego policjanta. Był pijany, miał dwa promile alkoholu w organizmie. Prokuratura przedstawiła mu dwa zarzuty zabójstwa swoich dzieci przez uduszenie. Mężczyzna przyznał się do obu zbrodni; trafił do aresztu. Grozi mu kara dożywotniego więzienia.
Jak powiedział w czwartek PAP rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania, Janusz T. został poddany badaniom sądowo-psychiatrycznym. Biegli stwierdzili jednak, że w oparciu o jednorazowe badanie nie są w stanie ustalić, czy mężczyzna był poczytalny w chwili zbrodni.
"Biegli wskazali na potrzebę poddania go obserwacji sądowo-psychiatrycznej połączonej z przeprowadzeniem badań specjalistycznych. Prokuratura Rejonowa Łódź - Górna skierowała do sądu wniosek o poddanie podejrzanego obserwacji na oddziale psychiatrycznym szpitala więziennego w Łodzi" - powiedział Kopania. Sąd ma rozstrzygnąć wniosek w połowie lutego.
Tragedia rozegrała się w mieszkaniu, które od trzech miesięcy wynajmowała czteroosobowa rodzina. Policjantów zaalarmował jej znajomy, który dostał od swojego kolegi dziwne i niepokojące sms-y, mogące wskazywać na to, że mógł coś zrobić swoim dzieciom. 43-latek nie chciał otworzyć drzwi znajomemu ani wezwanym policjantom. Dopiero gdy na miejsce ściągnięto wysięgnik strażaków, otworzył drzwi.
W mieszkaniu - w dużym pokoju - znaleziono ciała dwójki dzieci: 4,5-letniej dziewczynki i 7-letniego chłopca. Próbowano je reanimować, ale lekarz stwierdził zgon. Na ciałach dzieci nie było widać wyraźnych śladów obrażeń. Już pierwsze oględziny wskazywały jednak, że przyczyną zgonu mogło być uduszenie; potwierdziła to sekcja zwłok dzieci. 31-letniej matki, która jest policjantką, nie było w domu.
Z wyjaśnień Janusza T. wynika, że w przeddzień zbrodni podjął decyzję, że zabije swoje dzieci; zamierzał także popełnić samobójstwo. Zabójstw dokonywał systematycznie. Najpierw odebrał ze szkoły 7-letniego syna, zaprowadził go do domu i tam udusił. Później odebrał córkę z przedszkola i ją również zamordował w mieszkaniu. Zrezygnował ostatecznie z próby samobójczej, ale nie potrafił wyjaśnić dlaczego.
Z relacji podejrzanego wynika, że do zbrodni popchnęła go chęć zemsty na żonie. W prokuraturze mówił, że chciał w ten sposób zemścić się, ponieważ był przekonany, że żona zamierza go opuścić i wyjechać za granicę. Mówił też śledczym, że żałuje tego, co zrobił. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do sprawy, małżonkowie mieli problemy związane z finansami; podejrzany nadużywał alkoholu.
Janusz T. przed trzema laty przeszedł na policyjną emeryturę. 10 lat temu został odznaczony Krzyżem Zasługi m.in. za uratowanie dwójki małych dzieci z pożaru kamienicy przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi.