"To nie jest żadna misja stabilizacyjna, jak nazwali ją pokrętni politycy, lecz wojna, w której polscy żołnierze występują bez żadnych ograniczeń co do terytorium działania ani zakresu użycia broni" - mówił mec. Jacek Kondracki, broniący ppor. Łukasza Bywalca, oskarżonego o dowodzenie ostrzałem wioski. Prokurator żąda dla niego kary 10 lat więzienia, utraty praw publicznych (w tym mieści się m.in. degradacja).

Reklama

Według Kondrackiego "doszło do tragicznego błędu, ale nie zbrodni". "Amerykanie błędy swoich żołnierzy traktują z wyrozumieniem, a my robimy z naszych bandytów (...) Jedni wracają w trumnach, a inni w kajdanach. Gdyby oskarżeni wrócili w trumnach, mieliby pogrzeb z honorami i wszystko byłoby w porządku" - mówił.

Mec. Andrzej Reichelt broniący chor. Andrzeja Osieckiego i plut. Tomasza Borysiewicza (prokurator żąda dla nich kar 12 i 10 lat więzienia i utraty praw publicznych) podkreślał, że prokuratura popełniła błędy w śledztwie i uniemożliwiła dokonanie wizji lokalnej w Afganistanie, która obecnie jest już niemożliwa. "Afganistan ma swoją specyfikę, trudno odróżnić nieprzyjaciela od cywila. A w tamtym miejscu talibowie byli na pewno" - dodał. Zauważył też, że jeden z biegłych ds. balistyki stwierdził, iż nie można wykluczyć tego, że w czasie akcji zepsuł się celownik moździerza i stąd błędny ostrzał wioski. Adwokat przekonywał, że żołnierze ostrzeliwali pobliskie wzgórze.

"Tu chodzi o honor i godność polskiego żołnierza, bezpodstawnie oskarżonego przez prokuraturę" - mówił mec. Piotr Dewiński, drugi obrońca chor. Osieckiego.

Obecnie trwa wygłaszanie ostatniego słowa oskarżonych. Jako pierwszy mówi oskarżony kpt. Olgierd C. (jako jedyny nie zgadza się na ujawnianie swych danych), dowódca bazy "Charlie" z Wazi Khwa. Według prokuratury miał on polecić swym podwładnych wyjazd w okolice Nangar Khel i ostrzelanie wiosek. Oskarżony temu zaprzecza i twierdzi, że został bezpodstawnie oskarżony. Prokuratura żąda dla niego kary 12 lat więzienia.