Koziej podkreślił równocześnie, że jego zdaniem wydarzeń norweskich nie można bezpośrednio przekładać na bezpieczeństwo w Polsce. "Tym bardziej, że wiele wskazuje, na to, iż ten atak nie był atakiem międzynarodowych terrorystów, że raczej był to atak jakichś miejscowych ekstremistów, o miejscowym lokalnym znaczeniu" - powiedział.

Reklama

"Zresztą ABW, która jest odpowiedzialna za monitorowanie zagrożeń terrorystycznych stwierdza, że nie ma żadnych informacji, które świadczyłyby o wzroście zagrożenia" - dodał.

Zdaniem szafa BBN Polska powinna jednak wyciągnąć wnioski z tragedii w Norwegii. Jak wyjaśnił, chodzi o doskonalenie własnego systemu bezpieczeństwa. Zapewnił, że zamach ten będzie analizować podległe mu Biuro Bezpieczeństwa Narodowego.

"Będziemy ten przypadek analizować i wyciągać wnioski m.in. co do systemu zarządzania bezpieczeństwem antyterrorystycznym w Polsce. To jest jeden z ważnych aspektów, bo wydaje się, że jeśli chodzi o specjalistyczne służby zajmujące się tym problemem - ABW, policję - to są one dosyć dobrze przygotowane. (...) Natomiast problemem jak zwykle jest koordynacja i zarządzanie całością" - powiedział.

Według niego można się np. zastanowić, czy ponadresortowa instytucja jaką jest Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB) nie powinno mieć w tym zakresie większych kompetencji. "Inny wniosek to konieczność indywidualnej edukacji każdego obywatela. Polska też wchodzi w taki okres większych swobód, demokratycznych wolność. Żyjemy, przyzwyczajamy się do tego, co w Norwegii jest chlebem powszednim od lat. A im więcej otwartości, liberalizmu, tym mocniej uaktywniają się skrajnie ekstremalne, przeciwne prawom, wolnościom jednostki" - zaznaczył Koziej.

Dodał, że "zalążki tego typu zjawisk pojawiają się już w Polsce. Jako przykład podał zamachy w Krakowie i piątkowe zatrzymanie mężczyzny podejrzewanego o nie. "Miejmy jednak nadzieję, że na taką skalę jak w Oslo nam nie grożą" - zaznaczył.

Generał nie wykluczył też, że za zamachami w Norwegii stoi jedna osoba. "Przecież znamy już przypadki dramatycznych wydarzeń spowodowanych przez jednego szaleńca" - dodał.

Reklama

W piątek późnym wieczorem doszło do strzelaniny na wyspie Utoya, ok. 30 km na północny zachód od Oslo. Zginęło 85 osób. Bilans ofiar może wzrosnąć, gdyż policja nadal szuka ciał. Dwie godziny wcześniej doszło do wybuchu bomby w centrum Oslo, w którym śmierć poniosło siedem osób.

Głównym podejrzanym jest 32-letni Norweg, określany jako chrześcijański fundamentalista; wynika to z jego strony internetowej. Wcześniej policja informowała także, iż wpisy internetowe mężczyzny "sugerują, że jego polityczne poglądy skłaniały się ku skrajnej prawicy i że miał przekonania antyislamskie".

Zatrzymany współpracuje w śledztwie. Według policji jest on odpowiedzialny za strzelaninę oraz za podłożenie bomby. Policja nie wyklucza jednak, że w zamachy zaangażowane było kilka osób.