O to, czy MON rozważa w ogóle odstąpienie od szkolenia pilotów w kraju, a tym samym rezygnację z zakupu samolotów szkolno-treningowych typu LIFT (Lead-In Fighter Trainer) oraz szkolenie pilotów za granicą, pytał w poniedziałek przewodniczący sejmowej komisji obrony Stanisław Wziątek (SLD). W ub. tygodniu MON poinformował, że termin składania ofert w przetargu na samolot szkolno-bojowy został przesunięty o dwa miesiące, do 29 października.

Reklama

"Nie jest u nas brana pod uwagę opcja zlecenia usługi na zewnątrz. Takowy outsourcing, o którym pan przewodniczący raczył wspomnieć, nie wydaje się być związany z potrzebami sił zbrojnych" - odpowiedział Idzik.

Przypomniał, że nowy minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak zlecił przeanalizowanie przetargu; analiza ma określić, jak system szkolenia zaawansowanego pilotów wpisuje się w zalecenia raportu komisji, która badała katastrofę smoleńską. "Każda procedura, która ma na celu wzmożenie naszej zdolności w aspekcie szkolenia musi być w pełni zgodna z tymi zaleceniami, które opracowała komisja pana ministra Jerzego Millera. To jest poza dyskusją" - podkreślał Idzik.

"Nie ma odejścia od programu szkolenia zaawansowanego, są rozważane różne koncepcje (...). Nowy minister ma prawo zapytać się, czy na pewno idziemy w dobrym kierunku. Ja w pełni się z tym zgadzam" - powiedział Idzik.

Zapewnił, że przetarg na samolot szkolno-bojowy będzie kontynuowany. "Program LIFT zachowuje swą aktualność, natomiast co do szczegółów będziemy go jeszcze ponownie analizowali. Jeśli nie LIFT, to faktycznie wówczas jest alternatywa w postaci szkolenia zewnętrznego" - mówił Idzik. Przypomniał, że część szkolenia pilotów F-16 odbywa się w USA.

"Na dzień dzisiejszy nie posiadam informacji jakoby temat LIFT-a miał być nierealizowany. On będzie być może przedefiniowany, być może tam się zmienią akcenty. Natomiast jako program operacyjny jest immanentną częścią naszych pozostałych programów operacyjnych" - dodał.

"Kupujemy taki samolot, jaki jest nam najbardziej potrzebny, a w tej chwili jest nam - wydaje się - najbardziej potrzebny samolot szkoleniowy" - powiedział Idzik w rozmowie z PAP. Dotychczas resort podkreślał, że nowa maszyna powinna mieć w równej mierze cechy bojowe i szkolne.

Reklama

Przetarg na system szkolenia pilotów, wraz z nowymi samolotami, symulatorem i pomocami dydaktycznymi trwa od września 2010 r. Samoloty miałyby zostać dostarczone w latach 2013-15.

Wstępne oferty złożyło pięć firm: Korea Aerospace Industries (KAI) z T-50P Golden Eagle - jedynym naddźwiękowym samolotem w tym przetargu, opracowanym przy współpracy z koncernem Lockheed Martin, producentem F-16; włoska Alenia Aermacchi z M346; koncern BAE Systems oferujący znane brytyjskie samoloty Hawk najnowszej generacji, na jakich szkoli się RAF; fińska Patria proponująca używane Hawki starszej generacji, lecz gruntownie zmodernizowane; oraz czeska Aero Vodochody z L-159.

Na początku czerwca bieżącego roku MON rozesłało zainteresowanym firmom ostateczne warunki. Należą do nich m.in. wyposażenie samolotu w rzeczywisty radar (a nie jego symulator) i aktywny system sterowania lotem fly-by-wire (mają go tylko samolot koreański i włoski); inne wymagania dotyczą uzbrojenia. Po sformułowaniu ostatecznych wymagań MON podkreślało, że zależy mu na samolocie o wyraźnych cechach bojowych, aby nie tylko zyskać samolot nadający się do szkolenia przyszłych pilotów F-16, ale także zastąpić nim przewidziane do wycofania Su-22 i MiG-29.

Po ogłoszeniu ostatecznych wymagań taktyczno-technicznych o rezygnacji z udziału poinformował brytyjski koncern BAE Systems, uznając, że wymogi dotyczą lekkiego samolotu bojowego z możliwościami szkolenia, a nie samolotu szkolno-bojowego. Kilkanaście dni później zrezygnowali Czesi. (PAP)

ral/ abr/ gma/