Chodzi o Jacka Zarzeckiego, byłego starostę piskiego, oskarżanego o złe zarządzanie mieniem gminy, z czego miał czerpać korzyści. Potwierdził wykonanie robót budowlanych, choć te nie zostały ukończone - w efekcie skarbnik dostał fałszywą fakturę i wypłacił pieniądze wykonawcy.
Sąd nakazał spłacenie wyłudzonej dotacji, a proces warunkowo umorzono.
Na reakcję Zarzeckiego nie trzeba było długo czekać - złożył odwołanie, a gdy uznano, że stało się to po terminie, przedstawił fikcyjne zaświadczenie lekarskie.
- Ja poddałem się dobrowolnie karze, zapłaciłem grzywnę jaką mi sąd wyznaczył i dla mnie sprawa została zakończona - mówi dziś Jacek Zarzecki.
Między kolejnymi zarzutami znalazł pracę w Polskiej Akademii Nauk. Został dyrektorem ośrodka w Wierzbie, choć nie ma wyższego wykształcenia, które było warunkiem zatrudnienia osoby na tym stanowisku. Ostatecznie komisja zdecydowała, że do skończenia przez niego studiów będzie pełniącym obowiązki dyrektora ośrodka.
Fakt, że karana osoba kieruje jednostką PAN nie przeszkadza prezesowi akademii - Michałowi Kleiberowi.
- Wiem o wyroku, ale uznaliśmy, że Zarzecki działał tak, jak rozumiał interes publiczny. Ale rzeczywiście było to sprzeczne z przepisami, więc wyrok był słuszny - mówi w rozmowie z RMF FM prezes PAN.
I choć sprawą zainteresowała się minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka, do to dziś na jej pismo prezes Kleiber nie odpowiedział. Rzecznik resortu tłumaczy z kolei, że resort ma ograniczone możliwości wpływania na decyzje PAN.
Murem za politykiem PO stanął senator Platformy z Warmińsko-Mazurskiego, profesor Ryszard Górecki. Tłumaczy w piśmie, że obecność Zarzyckiego to najlepsze, co mogło się przytrafić ośrodkowi w Wierzbie.
Jacek Zarzecki ucina wszelkie komentarze. - Nie wiem, kto się wstawiał w moim imieniu. Nie będę komentował tej sprawy - mówi tylko.