Państwo M., ich syn Wojciech, synowa Bożena i 6-letnia, schorowana wnuczka mieszkają razem. Od pewnego czasu w domu często dochodziło do awantur. Dziadkowie twierdzą, że wszczynała je synowa. Miała wyganiać teściów z mieszkania, wyzywać ich, ciągać za włosy i pluć im w twarz. Kobieta, gdy wpadała w furię, podobno nie oszczędzała też swojej córki. Wyzywała ją od suk, idiotek, groziła, że "przywali w parszywy ryj", uwięzi na łańcuchu albo wyrzuci na podwórko. Podobno zakazywała też kontaktu z dziadkami. Ci, kilka miesięcy temu nie wytrzymali. Nagrali jedną z awantur i taśmę przekazali prokuraturze w Sejnach - relacjonuje wspolczesna.pl.

Reklama

W toku śledztwa ustalono, że taśma nie została zmontowana. Śledczy przedstawili więc synowej, Bożenie M. zarzut znęcania się nad dzieckiem i teściami.

Jak wynika z informacji wspolczesna.pl, proboszcz ks. Władysław N. pojechał do państwa M. i nakazał im wycofać oskarżenie wobec synowej. Zapowiedział, że jeśli tego nie uczynią, to niech nie pokazują się w kościele. Nie ma też mowy o tym, by zostali pochowani na parafialnym cmentarzu.

Bożenka ciągle jakieś msze zamawia, a dziadkowie? Ich nawet w kościele nie widać. Mówią, że chorzy są, ale by taśmę nagrać, to siłę mają - argumentuje proboszcz. - Do prokuratora też bez przerwy latają. Pytam: po co?

Państwo M. przestraszyli się i faktycznie chcieli wycofać doniesienie ws. synowej. Jednak prokurator słysząc o naciskach proboszcza, wszczął nowe postępowanie. Tym razem dotyczące gróźb księdza. - Faktycznie, prowadzimy czynności sprawdzające - przyznał cytowany przez wspolczesna.pl Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach.

Ks. Władysław N. nie ma sobie niczego do zarzucenia i twierdzi wręcz, że jako duchowny musi dbać o spokój w parafii, i czasem wcielić się w rolę mediatora. Według niego to dziadkowie winni są domowego piekła. Zwierzchnicy księdza z kurii ełckiej nie chcieli się odnieść do sprawy.