Dramat zaczął się kilka dni po odebraniu 5-letniego Rafała. Wtedy kobietę na siłę przewieziono do szpitala psychiatrycznego. Rafał był ostatnim, czwartym dzieckiem. Powodem była jej "nieporadność i bieda". Pytamy o rozwinięcie tych pojęć.

Sąd: "Napływały sygnały od kuratora, że ze względu na bezpieczeństwo dziecka należy przekazać je pieczy zastępczej. Nie możemy więcej powiedzieć ze względu na to, że toczy się sprawa o ograniczenie praw rodzicielskich".

Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Bystrej Sidzinie, gdzie Rówińska mieszkała prawie trzy lata, do listopada 2013 r.: Już nie jest naszą mieszkanką, więc nie będziemy komentować sprawy. Podczas rozmowy telefonicznej kierowniczka ośrodka Krystyna Nędza odłożyła słuchawkę.
Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Zielonkach, do którego matka trafiła trzy miesiące temu: otrzymaliśmy odpowiedź pisemną, że kierownik nie ma czasu, by odpowiedzieć przed końcem tygodnia. Nie oddelegowała pracownika, by przekazał informacje.
Reklama
Ksiądz, kierownik domu pomocy rodzinnej, do którego trafiły dzieci: Danuta Rówińska jest nieporadna życiowo.
Z nieoficjalnych rozmów z pracownikami pomocy społecznej udało nam się dowiedzieć, że głównym zarzutem było to, że wałęsała się z dzieckiem po dworze w godzinach, kiedy powinno spać. Czasem na mrozie. Zdarzało jej się zostawiać kilkulatka samego w domu, bo szła np. do kościoła. Spóźniała się po dziecko do przedszkola. Docierały sygnały, że na nie krzyczała. – Raz z nią jechałam. Nie dała dziecku jeść i pić, choć sama jadła – opowiadał jeden z pracowników. I choć Rówińska chodziła na zajęcia z psychologiem od interwencji kryzysowej, nie pomogło. Dalej była nieporadna jako matka.
To bardzo prosta osoba. Całe życie była bardzo źle traktowana – przyznaje Grażyna Starzyńska, która przez wiele lat jej pomagała.
Rówińska w siódmym miesiącu ciąży w 2009 r. uciekła od męża. Powód: przemoc. Kilka dni wcześniej z domu zabrano jej troje nieletnich dzieci do pieczy zastępczej. Tak zadecydował kurator. Uważał, że dom, w którym dochodzi do przemocy, jest dla nich niebezpieczny. Rówińska trafiła do domu samotnej matki. Po porodzie na wniosek krakowskiego powiatowego centrum pomocy rodzinie dziecko trafiło do pogotowia rodzinnego. Ona sama została wyrzucona z domu samotnej matki, bo już... nie miała dziecka. Składała wniosek do PCPR i do sądu, że chce opiekować się noworodkiem, karmić go. PCPR zgodziło się na spotkania po... 2 godziny w tygodniu na terenie ośrodka. „Na szczęście” dziecko trafiło do szpitala, gdzie mogła z nim być i je karmić. Wtedy sąd nakazał, by dziecko wróciło pod jej opiekę.
Znalazła pomoc w Domu Pomocy Rodzinie w Konarach (woj. małopolskie). Dostała tam pokój. Tam też zaczęła jej pomagać Grażyna Starzyńska, była szefowa ośrodka. Pisała pisma, jeździła z nią do sądu. Kiedy w 2010 r. straciła mieszkanie w Konarach, Starzyńska chodziła po domach w Bystrej Sidzinie, prosząc, by ktoś przyjął Danutę z dzieckiem.
Udało się: jedna z mieszkanek dała pokój na dwa lata. Rówińska nie przestawała walczyć o pozostałe dzieci. Pisała do sądu. – Sędzia pytała, jak utrzymam dzieci, gdy nie mam pracy i mieszkania – opowiadała Danuta.
Kilka miesięcy temu dostała pokój socjalny w Zielonce: 13 mkw. bez kuchni. – Wiadomo, że w takich warunkach nie mam co się ubiegać o to, by reszta dzieci do mnie wróciła. Boję się, żeby mi nie zabrali jeszcze Rafała – mówiła DGP.
Spełnił się czarny scenariusz. Rafała zabrano. Do domu rodzinnego prowadzonego przez księdza, w którym jest reszta rodzeństwa. Gdy kilka dni później Danuta stanęła pod bramą i zażądała widzenia dzieci, wezwano policję.
Widywanie z matką szkodzi psychicznie dzieciom. One same nie chcą, potem źle śpią, mają reakcje psychosomatyczne. Psycholog stwierdził, że to źle na nie działa. Postanowiłem, że spotkania powinny się odbywać raz na dwa tygodnie – mówi ksiądz. I dodaje, że współpraca z matką jest trudna, bo raz przyjeżdża bez zapowiedzi, a czasem, kiedy ma przyjechać, się nie pojawia. Podkreśla, że nie umie się nimi zajmować. – Siedzi i coś im opowiada, ale nie pomoże w lekcjach. Nie przejawia inicjatywy. Nie pyta, co robiły. Chcieliśmy jej pomóc, ale odmawiała – tłumaczy ksiądz. I dodaje, że dzieciom jest lepiej w ośrodku.
Dzieci są bez matki cztery lata. Ludwik jest w zerówce, Józik chodzi do V klasy. – Kiedy przychodzę, ten młodszy mówi: kocham cię, mamo. Drugi siedzi i gra na komórce – opowiada Danuta. Teraz dołączył do nich 5-letni brat Rafał. Jest jeszcze Hiacynta, która nie chce matki widzieć.
Jedna z osób, które zajmowały się Rówińską, twierdzi, że kobieta nie ma defektu. Została źle potraktowana przez męża i jego rodzinę, nie miała wsparcia ze strony swojej. – Została zniszczona psychicznie – tłumaczy. Zapewnienie samego lokum i pomocy ekonomicznej nie wystarczy, ale z odpowiednim wsparciem psychologicznym dałaby radę być matką. – Bardzo jej na dzieciach zależało. A sytuacje „wałęsania się bez celu” zawsze się jej zdarzały. Wówczas ostre zwrócenie jej uwagi przywracało ją na właściwe tory – mówi nasz rozmówca. Zaznacza jednak, że być może jej stan psychiczny gwałtownie się pogorszył.
Eksperci przyznają, że decyzje o odebraniu dzieci są bardzo trudne. – Ale bywa, że pracownicy socjalni wolą skierować wniosek o odebranie dzieci, bo są bezradni. Nie mają odpowiednich kompetencji, by pomóc, a takie rozwiązanie wydaje się bezpieczne – mówi Elżbieta Wisz ze Stowarzyszenia Nowy Horyzont.
Ze statystyk Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej wynika, że w pieczy zastępczej przebywa około 80 tys. dzieci. Około 1 proc. – 770 dzieci – jest tam z powodu biedy rodziców. Jednak aż jedna czwarta została odebrana z powodu bezradności w sprawach opiekuńczo-wychowawczych.