Niedopełnienie obowiązków służbowych - taki zarzut groził Jackowi Kapicy w śledztwie dotyczącym tak zwanych jednorękich bandytów, czyli maszyn do uprawiania gier hazardowych o wysokie wygrane. Na "aferze hazardowej" i nieodprowadzanych podatkach Skarb Państwa stracił miliardy złotych. Zarzuty usłyszało już około 200 osób, w tym nie tylko właściciele firm z automatami, ale nawet wysoko postawieni urzędnicy w ministerstwie finansów. Wiceminister jednak zarzutów nie usłyszał - donosi tvn24.pl.

Reklama
Shutterstock

Jak dowiedział się portal, Prokuratura Generalna odebrała to śledztwo Prokuraturze Apelacyjnej w Białymstoku i przekazała śledczym z Poznania. Dlaczego?

Opowiada się u nas, że zostało ono odebrane prokuratorom wręcz w tajemnicy, gdy byli na urlopach. Bo ośmielili się sporządzić zarzuty wobec urzędującego wiceministra finansów nadzorującego piony skarbowy i celny - przyznaje anonimowo w rozmowie z tvn24.pl jeden z prokuratorów Prokuratury Generalnej. Portal poszedł tym tropem i jak ustalił, 16 lipca zastępca białostockiego prokuratora apelacyjnego wystawił pismo, w którym powiadomił Departament do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Generalnej o zamiarach postawienia zarzutu Jackowi Kapicy. Wiceminister został wezwany do prokuratury na 4 września, ale wtedy interweniował jeden z zastępców Andrzeja Seremeta, prokuratora generalnego. Zwrócił się do szefa Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku z prośbą o wyjaśnienie, czy zarzut wobec wiceministra na pewno będzie uzasadniony.

Efekt? 14 sierpnia białostocka prokuratura uchyliła zarzut wobec Jacka Kapicy. Rzeczywiście w tym czasie prokurator prowadzący śledztwo, a także zastępca prokuratora apelacyjnego w Białymstoku byli na urlopach.

Szef białostockiej apelacji Andrzej Tańcula zrobił coś jeszcze - donosi tvn24.pl. Zwrócił się do Prokuratora Generalnego, by przekazał śledztwo innej prokuraturze. W Warszawie zdecydowano, że badaniem "afery hazardowej" zajmie się Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu.