Oficer Wojska Polskiego i prawnik współpracowali ze sobą od kilku lat - ustaliło RMF FM. Wojskowy wynosił dokumenty i przekazywał je cywilowi. Ten zaś kontaktował się z rosyjskim GRU. Mężczyźni byli dobrze opłacani - jedna informacja potrafiła wzbogacić ich konta o kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Nie wiedzieli jednak, że od dawna są pod obserwacją Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Agenci pilnowali, by do Rosjan trafiły takie dokumenty, które nie mogły zaszkodzić państwu. Kilka miesięcy temu prokuratura wojskowa przekazała całą sprawę ABW - SKW nie ma uprawnień operacyjno-śledczych. Zebrane materiały trafiły do śledczych, a ci nakazali zatrzymanie szpiegów.
ZOBACZ TAKŻE: Warszawski prawnik szpiegował dla Rosjan? Usłyszał już zarzuty>>>
Komentarze(32)
Pokaż:
Po przejściu skomplikowanej, ponadrocznej procedury sprawdzającej został „nielegalnym kurierem" wywiadu wojskowego o ps. Laufer. 7 września 1984 r. w restauracji Grand w Łodzi formalnego werbunku Mrówczyńskiego dokonał osobiście Malejczyk. „Laufer" podpisał deklarację o współpracy z Zarządem II, oferując ponadto „swój czas i samochód". Ustalono także system łączności kuriera z centralą wywiadu (wymieniono hasła, numery telefonów i miejsca spotkań). „Laufer" otrzymał również paszport turystyczny i fałszywy paszport austriacki.
Opiekun „Horna"
Zanim „Laufer" otrzymał do realizacji pierwsze zadanie, przeszedł w Warszawie podstawowe szkolenie wywiadowcze w zakresie konspiracji, zasad prowadzenia obserwacji, kanałów łączności, kamuflażu oraz organizacji i działalności służb specjalnych RFN. Na początku listopada 1984 r. z pierwszą misją Oddziału „Y" „Laufer" udał się do Holandii i RFN. Od tej pory zadaniem „nielegalnego kuriera" było utrzymywanie regularnych kontaktów z Rolfem Schauerem z Ortenbergu, którego Oddział „Y" wytypował do werbunku (kandydat na agenta ps. Horn).
Schauer utrzymywał bliskie kontakty z ludźmi niemieckiego kompleksu militarnego i w zamian za korzyści materialne sukcesywnie przekazywał zdobyte informacje, dokumenty i elementy uzbrojenia wywiadowi wojskowemu PRL. W operacjach tych pośredniczył „Laufer" wspierany przez agenturę w biurze Polskich Linii Lotniczych LOT we Frankfurcie oraz rezydentury wywiadowcze w RFN, Austrii i Jugosławii.
Oddziałowi „Y" zależało szczególnie na zdobyciu instrukcji obsługi lub wręcz sprzętu wojskowego, m.in. radiostacji typu Sincgars, wyposażenia płetwonurków wojskowych, ręcznych karabinów G-11, amunicji bezłuskowej, miotaczy ognia, wykrywaczy min, siatek maskujących, sygnalizatorów skażeń chemicznych itp.
Interesujące, że niemiecki partner deklarował chęć świadomej współpracy z Zarządem II, ale jej zakres ograniczył do zdobywania informacji i sprzętu będącego wyłącznie na wyposażeniu armii amerykańskiej, nie zaś Bundeswehry. I chociaż misje „Laufera" w latach 1984 - 1986 praktycznie zawsze kończyły się sukcesem, to nie do końca był on usatysfakcjonowany z przydzielanych mu zadań związanych z „Hornem", na co skarżył się podczas jednej z rozmów z samym szefem Oddziału „Y" płk. Henrykiem Dunalem.
Dubler
W tym samym czasie „Horn" i jego wspólnicy zostali poddani wzmożonej kontroli ze strony niemieckich służb. W związku z tym, ze względu na bezpieczeństwo obu stron, w połowie 1986 r. współpraca z „Hornem" została zawieszona na dwa lata. Ale „Laufer" nie narzekał na brak pracy - przy okazji podróży biznesowych na Zachód lojalnie realizował zadania na terenie RFN, Austrii, Holandii, Francji i Hiszpanii.
Na przełomie lat 1985 - 1986 r. Oddział „Y" uzyskał informację o możliwości nielegalnego przejęcia spadku po byłej obywatelce polskiej ż y d o w s k i e g o pochodzenia Arii Lipszyc, która bezpotomnie zmarła w Kanadzie.
W styczniu 1986 r. płk Dunal po raz pierwszy poinformował „Laufera" o koncepcji „wykorzystania go w roli dublera w przejęciu spadku z Kanady". „Kurier wyraził zgodę i prosił o udzielenie mu wytycznych w przypadku zgłoszenia się kogoś z rodziny spadkodawcy. (...) Reasumując, należy stwierdzić, że »Laufer« odpowiada kryteriom zarówno zewnętrznym, jak i psychicznym, aby podjąć się roli dublera spadkobiercy" - napisał szef Oddziału „Y".
Sprawę pilotował Zarząd II we współpracy z Wydziałem Spadków M S Z i Konsulatem Generalnym PRL w Toronto. W 1987 r. podjęto działania operacyjne, które w oczach władz kanadyjskich miały potwierdzić rzekome pokrewieństwo Tadeusza Mrówczyńskiego z Arią Lipszyc, która pochodziła prawdopodobnie z Łodzi.
Eliasz „Laufer"
Wywiadowcy z Oddziału „Y" Zarządu II zadbali o szczegóły związane z przejęciem spadku. W Łodzi „wyszukano i przygotowano świadka", który przed sądem potwierdził pokrewieństwo Mrówczyńskiego z Lipszyc. Podstawiony spadkobierca „Laufer" otrzymał cały zestaw wyrobionych na tę okazję „dokumentów legalizacyjnych", które pośrednio lub bezpośrednio wiązały go rzekomo z rodem Lipszyców. Tadeusz Mrówczyński miał odtąd nowy dowód osobisty, prawo jazdy, akt ślubu rodziców i akt zgonu matki. Do nowych dokumentów wpisano m.in. fałszywą datę urodzenia - 26 listopada 1939 r. (w rzeczywistości Mrówczyński urodził się 23 maja 1942 r.). Zamieniono także imię ojca - Tadeusza zastąpił Henryk. W księgach meldunkowych dokonano odpowiednich „zaktualizowanych" wpisów.
Nagle Mrówczyński zaczął się posługiwać „drugim imieniem" - Eliasz. Sugerować to miało zapewne jego ż y d o w s k i e korzenie, co zważywszy na jego niemieckie pochodzenie i losy rodziny podczas wojny (podpisanie volkslisty, służbę w Wehrmachcie, wyjazd na stałe do Rzeszy) było szczególnym rodzajem cynizmu.
„Dowody" wyrobione w Oddziale „Y" były na tyle mocne i przekonywające, że nawet pojawienie się w trakcie procesu sądowego w Toronto autentycznego spadkobiercy nie przekreśliło szans „Laufera" na przejęcie spadku. Ostateczna realizacja skomplikowanej operacji spadkowej z wykorzystaniem fikcyjnego krewnego Arii Lipszyc przypadła na okres budowy wolnej Polski. Latem 1990 r. doszło do ugody pomiędzy fikcyjnym i autentycznym spadkobiercą.
Konsul honorowy jest urzędnikiem konsularnym określonego państwa (tzw. państwa wysyłającego) w innym państwie (państwie przyjmującym). W odróżnieniu od konsulów zawodowych za swoją pracę nie pobiera wynagrodzenia – pracuje honorowo, stąd i jego nazwa. Większość konsulatów w poszczególnych państwach to właśnie konsulaty honorowe.
I to jest normalne.
Ale nie jest normalne to, co stało się za rządów Donalda Tuska i jego kolesi z POWSI-PSL, że ze spółką tego putinowskiego konsula - podjąły współpracę SWW i DZSZ Ministerstwa Obrony Narodowej RP ...!!!
Spółka rosyjskiego konsula podpisała 8 września 2008 r., umowę ze Służbą Wywiadu Wojskowego (SWW) na dostawę urządzeń teleinformatycznych w wykonaniu specjalnym, o wysokim poziomie zabezpieczeń, umożliwiających przetwarzanie informacji o klauzuli ściśle tajne ... !
Wartość kontraktu wyniosła 1,2 mln zł brutto.
Kilkanaście dni później Unizeto Technologies podpisała umowę z Departamentem Zaopatrywania Sił Zbrojnych (DZSZ) Ministerstwa Obrony Narodowej na dostawę 247 sztuk komputerów stacjonarnych. Komputery przeznaczone zostały na potrzeby Departamentu Sił Zbrojnych, Departamentu Informatyki i Telekomunikacji Ministerstwa Obrony Narodowej RP oraz Jednostki Wojskowej „GROM”...!
Wartość zamówienia wyniosła ok. 1,6 mln zł brutto.
W chwili zawierania umowy Służbą Wywiadu Wojskowego kierował obecny jej szef Radosław Kujawa, natomiast ministrem obrony był Bogdan Klich.
Przypomnijmy - prezes szczecińskiej spółki Unizeto Technologies,
Andrzej Bendig-Wielowiejski, został konsulem honorowym Federacji Rosyjskiej w 2007 r.
Uroczystość miała miejsce na Zamku Książąt Pomorskich. Funkcję
konsula powierzył Bendigowi-Wielowiejskiemu ambasador nadzwyczajny i pełnomocny Rosji Władimir Grinin - znany później przede wszystkim jako główny uczestnik gry dyplomatycznej Moskwy mającej na celu obniżenie rangi wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu (spotykał się m.in. w restauracji z Tomaszem Arabskim z kancelarii Donalda Tuska).
Andrzej Bendig-Wielowiejski tytuł magistra zdobył w 1972 r. w Leningradzkim Instytucie Elektrotechnicznym.
Cztery dni po katastrofie smoleńskiej w 2010 r. w rozmowie z „Głosem Szczecińskim” twierdził zaś: „W moim przekonaniu relacje Polski i Rosji zmieniają się nieodwracalnie, pozytywnie [...] Widziałem w przekazach czysto ludzkie współczucie, autentyczne odruchy, nie było nic wyreżyserowanego, nawet w postawie tak zaprawionych polityków jak premier Rosji. To były szczere i spontaniczne gesty współczucia”.
W 2012 r. Bendig-Wielowiejski był członkiem dziewięcioosobowej polskiej delegacji, która udała się do Moskwy na III Ogólnoświatowe Forum Zagranicznych Absolwentów Wyższych Uczelni Rosyjskich i Radzieckich.
Na stronie Stowarzyszenia Współpracy Polska-Wschód można przeczytać relację z tej imprezy:
"Z inicjatywą organizacji takich spotkań wystąpił prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin [...]
Na plenarnych posiedzeniach głosu udzielono przedstawicielom: Kazachstanu, ChRL, Sri Lanki, Libanu, Dominikany, Egiptu, Jemenu, Ekwadoru, Algierii, Peru, Kirgistanu, Egiptu oraz kosmonautom, absolwentom Akademii Wojsk Rakietowych, bohaterom ZSRR generałom: Jen Zygmuntowi z b. NRD i Kierolimidorowi Uraczko z Mongolii". Po ukazaniu się artykułu w "Gazecie Polskiej" relacja z Forum została niespodziewanie usunięta ze strony Stowarzyszenia. Można ją jeszcze przeczytać w zasobach Google pod tym adresem.
WSI, tak jak jej poprzedniczki, nie zostały utworzone od nowa ale powstały na bazie, swojej poprzedniczki, powstały z agentów , oficerów WSW ...!!!,
powstały na bazie, działającej od 1957 roku, komunistycznej, Wojskowej Służby Wewnętrznej, odpowiedzialnej m.in. za kontrwywiad wojskowy oraz na bazie, Zarządu II Sztabu Generalnego WP. tj. działającej od 1951 roku, komunistycznej służby wywiadu wojskowego, w których byli funkcjonariusze sowieckich służb specjalnych, wcieleni do tych służb, których oficerowie byli szkokleni w Związku Sowieckim.
Pierwszą próbę tworzenia WSI, podjęto 27 lipca 1990 roku, wzorując się na przykładzie wojskowych służb specjalnych II RP,
tworząc organ wojskowych służb specjalnych skupiający w sobie część dotychczasowej WSW i Zarząd II Sz.Gen. WP, który nazwano Zarządem II Wywiadu i Kontrwywiadu Sztabu Generalnego WP ...!!!
Struktury i personel likwidowanej WSW podzielono na dwie części, Zarząd I Szefostwa WSW zajmujący się kontrwywiadem wojskowym wraz z personelem przyłączono do nowego Zarządu II Wywiadu i Kontrwywiadu WP, a druga część m.in: Zarząd II Szefostwa WSW z jego terenowymi odpowiednikami które były odpowiedzialne za pracę policyjno-dochodzeniową,
utworzyły "nową" Żandarmerię Wojskową ...!!!
Zarządem II Wywiadu i Kontrwywiadu Sztabu Generalnego Wojska Polskiego kierował gen. Stanisław Żak (1955-1959 studiował w Akademii sztabu Generalnego WP w Rembertowie, Absolwent wydziału pedagogicznego Wojskowej Akademii Politycznej w Warszawie,jesienią 1977 mianowany generałem brygady; nominację wręczył mu w Belwederze przewodniczący Rady Państwa PRL prof. Henryk Jabłoński,od jesieni 1987 w stopniu generała dywizji; nominację wręczył mu w Belwederze przewodniczący Rady Państwa PRL gen. armii Wojciech Jaruzelski) a jego zastępcą był płk Henryk Michalski, pionem kontrwywiadu wojskowego kierował płk Lucjan Jaworski.
Organizacja Zarządu II Wywiadu i Kontrwywiadu WP była przejściowa, już rok później 22 lipca 1991 roku powołano Wojskowe Służby Informacyjne (WSI) już odrębne i niezależne od Sztabu Generalnego WP.
Raport WSI pokazał, że żołnierze WSI nie wypełniali swoich obowiązków, prowadzili działalność na granicy prawa oraz że ponad 90% żołnierzy WSI pochodziło z wojskowych komunistycznych służb specjalnych.
Ujawniono przypadki szpiegostwa w tej służbie specjalnej, skazano kilku żołnierzy - agentów wywiadu.
Zarząd Kontrwywiadu UOP, ujawnił szpiegostwo żołnierzy WSI na rzecz Federacji Rosyjskiej, zostali skazani na ok. 5 lat więzienia. Pokazuje to brak należytej kontroli własnych żołnierzy przez WSI. Przez cały okres funkcjonowania WSI ta instytucja nie złapała żadnego szpiega FR ...!!!
Wynikiem prac komisji weryfikacyjnej jest tzw. "Raport o działaniach żołnierzy i pracowników WSI" z 16 lutego 2007 roku, dokumentujący pozaprawne działania tych służb. Wraz z publikacją raportu do prokuratury zostało skierowane kilkanaście doniesień o popełnieniu przestępstwa. Informacje o tym w postaci tzw. przecieków trafiały do gazet i innych mediów jeszcze przed odtajnieniem i opublikowaniem raportu.
Raport wymienia m.in. następujące zarzuty względem WSI:
nielegalne źródła finansowania (przemyt sprzętu elektronicznego, przejmowanie majątków zmarłych Polaków za granicą, sprzedaż broni terrorystom arabskim oraz afera FOZZ), penetracja rosyjska (kadry zdominowane przez osoby szkolone w radzieckich akademiach KGB i GRU)zaniechania kontrwywiadowcze względem radzieckich, a później rosyjskich służb specjalnych (libacje z udziałem agentów KGB, tolerowanie szpiegostwa oraz działań agenturalnych spółek polsko-rosyjskich), współpraca z byłymi funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa (obejmująca m.in. nielegalny handel bronią, rozbudowę sieci agencji towarzyskich i firm ochroniarskich, gromadzenie kompromitujących informacji umożliwiających szantażowanie biznesmenów, polityków i prawników)
inwigilacja środowisk politycznych (rozbijanie partii politycznych pozostających w latach 90. w opozycji do ugrupowań postkomunistycznych, inwigilacja partii politycznych, organizacji społecznych i mediów)
wpływ na kształtowanie opinii publicznej (umieszczenie 58 agentów i tajnych współpracowników w kierownictwie TVP, dążenie do przejęcia kontroli nad stacjami lokalnymi, wpływ na dziennikarzy zajmujących się przetargami)nielegalny handel bronią (sprzedaż broni terrorystom z Jemenu, przemyt broni dla grup mafijnych w Estonii, załatwianie za łapówki pozwoleń na sprzedaż broni, pranie brudnych pieniędzy pochodzących z handlu bronią i narkotykami)ingerencja w rynek paliwowo-energetyczny (udział w "mafii paliwowej", wprowadzanie agentów do spółek petrochemicznych, zaniechania wobec planów przejęcia polskiego przemysłu petrochemicznego przez spółki rosyjskie) et.etc.
Szczególna rola przypadła wówczas wywiadowi wojskowemu (Zarząd II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego), który, począwszy od 1944 r., pozostawał głównym pasem transmisyjnym sowieckich wpływów i kontroli nad Polską. Jeszcze w połowie lat 80. na zamkniętych akademiach dowództwo ludowego Wojska Polskiego z dumą podkreślało fakt, że „oficerowie radzieccy bezpośrednio brali udział w organizowaniu polskiego wywiadu wojskowego" i że „w zasadzie wszyscy oficerowie pełniący kierownicze funkcje w Zarządzie II przeszli przeszkolenie w Związku Radzieckim".
To właśnie w porozumieniu z Sowietami w listopadzie 1983 r. w Zarządzie II powstał Oddział „Y", którego elitę stanowili oficerowie przeszkoleni na kursach GRU w Moskwie. Rola tej komórki w strukturze wywiadu wojskowego PRL była szczególna. Poprzez stworzenie sieci przedsiębiorstw i wykorzystanie spółek polonijnych Oddział „Y" przerzucił na Zachód wielu współpracowników, rozbudowując przy tym tzw. zagraniczny aparat wywiadowczy. Dzięki temu w całej dekadzie lat 80. zrealizowano szereg nielegalnych operacji finansowych, których celem było lokowanie pozabudżetowych środków dewizowych w celu powiększenia zysków oraz swobodne i niekonwencjonalne wykorzystanie operacyjne tych funduszy. Jak ustaliła Komisja Weryfikacyjna WSI w 2007 r., dochody były uzyskiwane z „dodatkowych prowizji, darowizn i dodatkowych zarobków uzyskiwanych przez oficerów pod przykryciem i współpracowników działających w firmach zagranicznych oraz z wpływów z operacji bankowych i nielegalnego przejęcia spadków zagranicznych". To właśnie mechanizmy wypracowane w Oddziale „Y" stworzyły w dużej mierze aferę FOZZ i wiele pomniejszych patologii.
I choć kwestia nielegalnego przejmowania spadków po osobach bezpotomnie zmarłych była przez długie lata przedmiotem zainteresowania przede wszystkim wywiadu cywilnego współpracującego w tej sprawie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, to w latach 80. w proceder ten zaangażował się także wywiad wojskowy. Regulowała to specjalna instrukcja szefa Zarządu II z kwietnia 1985 r. o przejmowaniu przez Oddział „Y" „bezdziedzicznych spadków zagranicznych". Kulisy takich działań wywiadu wojskowego ukazuje przykład Tadeusza Mrówczyńskiego, który od 1982 r. współpracował z Oddziałem „Y" jako „Laufer".
Życie z bezpieką
Urodzony w 1942 r. Tadeusz Mrówczyński to wypróbowany współpracownik tajnych służb PRL. Mając zaledwie 20 lat, został zwerbowany przez pion kontrwywiadowczy SB w Łodzi. TW ps. Szabo i Komorski szybko zyskał uznanie w oczach ludzi służb. W 1969 r. otrzymał nawet „zadania ofensywne" zatwierdzone przez kierownictwo Departamentu II MSW. Realizował zadania na terenie RFN i Holandii. „Przekazywane przez TW informacje były obiektywne i prawdziwe. Do współpracy chętny i zdyscyplinowany. Przejawiał wiele własnej inicjatywy. W toku współpracy nie stwierdzono faktów podważających prawdziwość jego informacji" - pisano w agenturalnej charakterystyce z 1971 r.
Ofensywność Mrówczyńskiego sprawiała czasem pewne kłopoty. W 1978 r. został skazany na pięć lat więzienia w NRD „za próbę wywozu większej ilości znaczków pocztowych", które były „własnością dwóch kobiet". Ponadto stracił swojego mercedesa i twardą walutę, którą obracał w czasie swojej eskapady na Zachód. To, co opiekunowie konfidenta nazwali eufemistycznie próbą wywozu znaczków, było zapewne próbą zwykłego rabunku. W dokumentacji operacyjnej pojawiają się na ten temat sprzeczne informacje. W każdym razie w latach 1978 - 1980 Mrówczyński przebywał w więzieniu w Bautzen, po czym na mocy amnestii przekazano go w ręce wymiaru sprawiedliwości PRL. W 1982 r. Prokuratura Rejonowa w Łodzi ostatecznie umorzyła śledztwo w sprawie Mrówczyńskiego, nie znajdując „dostatecznych dowodów przestępstwa" popełnionego w 1978 r. Prawdopodobnie było to związane z nowymi zadaniami, jakie postawiła przed nim bezpieka.
Werbownik Malejczyk
Jesienią 1982 r. kontrwywiad SB podjął decyzję o przerzuceniu Mrówczyńskiego do RFN, gdzie w okolicach Stuttgartu zamieszkiwała jego bliska rodzina. Jak pisał w notatce por. Jan Górski z Wydziału II SB w Łodzi, rodzina Mrówczyńskiego „to byli volksdeutsche, którzy w 1942 r. wyjechali z Łodzi". W Niemczech mieli prowadzić firmę odzieżową, która miała obsługiwać Bundeswehrę.
Podczas jednej z wizyt rodzinnych w Niemczech, jeszcze w latach 70., Mrówczyński był indagowany przez funkcjonariuszy Federalnej Służby Wywiadowczej (BND). Dla bezpieki była to dobra „legenda", by podjąć grę wywiadowczą z Niemcami. Chodziło zapewne o „wystawienie" Mrówczyńskiego do werbunku przez BND w celu uzyskania informacji na temat kierunków zachodnioniemieckiej działalności wywiadowczej wobec PRL. W związku z tym został on ponownie wciągnięty do aktywnej sieci agenturalnej, tym razem jako TW „Emil".
Jednak te ambitne plany pokrzyżowała decyzja naczelnika Wydziału II w Łodzi płk. Stefana Grandysa, który uznał, że przerzut „Emila" na Zachód w warunkach obowiązywania stanu wojennego wzbudziłby podejrzenia ze strony zachodnich służb. Dlatego też postanowił odłożyć decyzję w tej sprawie do czasu odwołania dekretu o stanie wojennym. W międzyczasie, ze względu na koncentrację uwagi na tematyce stricte krajowej, kierownictwo SB w Łodzi podjęło próbę zainteresowania „Emilem" wywiadu wojskowego PRL.
Z ramienia Zarządu II opiekę nad Mrówczyńskim przejął mjr Konstanty Malejczyk, który w tym czasie pracował na kierunku niemieckim w Oddziale „Y" (w latach 1994 - 1996 był szefem Wojskowych Służb Informacyjnych).
Malejczyk, który oficjalnie występował jako Grzegorz Malewski, był pod wrażeniem spotkania z Mrówczyńskim 28 grudnia 1982 r. W notatce napisał później, że jego rozmówca „okazał się inteligentnym i zrównoważonym mężczyzną. W wypowiedziach jest powściągliwy, wyczerpująco jednak odpowiada na stawiane pytania. Posiada doskonałą znajomość języka niemieckiego łącznie z dialektem rejonu Turyngii. Jak na nasze warunki jest bardzo dobrze sytuowany - w posiadanej przez siebie szklarni hoduje tylko bardzo drogie kwiaty, jak storczyki i frezje. W trakcie rozmowy potwierdził informację, iż jego ciotka jest współwłaścicielką fabryki, w której produkowany jest materiał na mundury wojskowe".
Dalej w służbie RP
Nie wiemy, jak potoczyły się później losy Tadeusza Mrówczyńskiego. Ciąg odtajnionych niedawno w IPN dokumentów urywa się na grudniu 1990 r., choć na okładce teczki opatrzonej adnotacją „Zeszyt kandydata na kuriera Laufer" widnieje konkretna data zakończenia sprawy - 25 marca 1991 r. Już te fakty świadczą o tym, że „Laufer" mógł być wykorzystywany przez wywiad wojskowy w wolnej Polsce. Poza przestępczym charakterem działań związanych z bezprawnym przejęciem spadku po Arii Lipszyc wspomniany tu przykład „Laufera" każe postawić nam fundamentalne pytanie o genezę wojskowych służb specjalnych wolnej Polski.
Jest faktem, że w opisany powyżej proceder zaangażowana była wierchuszka późniejszych Wojskowych Służb Informacyjnych.
Już w niepodległej Rzeczypospolitej, obdarowano Konstantego Malejczyka szlifami generalskimi i powierzono mu stanowisko szefa WSI.
Nadzorujący sprawę „Laufera" oficerowie Oddziału „Y" - płk Krzysztof Łada, płk Henryk Michalski, płk Henryk Dunal i płk Zdzisław Żyłowski - również stali się elitą WSI.
Ich szczególne zasługi dla Polski Ludowej i postkomunizmu opisano w raporcie z weryfikacji WSI w 2007 r. Pewnie dlatego przez długie lata WSI ukrywały niewygodną prawdę o swoim sowieckim i przestępczym pochodzeniu.
Niegroźny wydawał się im także IPN, gdyż w zbiorze zastrzeżonym i za klauzulami tajności ukryto historyczną prawdę, zastrzegając służbom decyzje w sprawie korzystania z tych akt. Po części zmieniło się to w ostatnich latach.
Opracowano na podst. publikacji ; dr Sławomira Cenckiewicza
PIS to agentura komunistow !!
Fenomen sedziego Andrzeja Kryze
skazywal za patriotyczne postawy w PRL, a popadl w laski Kaczynskiego i Ziobry!
Na poczatek slów kilka o ojcu sedziego Andrzeja Kryze, Romanie. Roman Kryze urodzil sie 4 lipca 1907 roku we Lwowie. Byl polskim prawnikiem, podpulkownikiem, sedzia orzekajacym w procesach politycznych oraz funkcjonariuszem stalinowskiego
Od 14 maja 1945 roku byl sedzia kolejno: Sadu Grodzkiego w Grudziadzu (do 3 lipca 1945 roku), Wydzialu I Najwyzszego Sadu Wojskowego (do 31 pazdziernika 1950 roku) i Wydzialu II NSW (do 11 sierpnia 1955 roku). 11 sierpnia 1955 roku zostal przeniesiony do rezerwy. W latach 1955–1977 byl sedzia Sadu Najwyzszego.
Bral udzial w orzekaniu wyroków skazujacych, w tym równiez na kare smierci, w sprawach przeciwko dzialaczom podziemia niepodleglosciowego, m.in. rotmistrza Witolda Pileckiego i majora Tadeusza Plesniaka. W 1964 roku byl przewodniczacym skladu sedziowskiego, który wydal wyroki skazujace w sprawie tzw. afery miesnej. Wiele z wyroków wydanych przez niego zostalo uznanych po 1989 roku za mordy sadowe.
Bezwzglednosc w wydawaniu wyroków smierci w okresie stalinowskim przyczynila sie takze do ukucia powiedzenia: „Sedzia Kryze - beda krzyze”, a takze „ukryzowac”. Okreslenia tego uzywal m.in. znany adwokat i obronca w procesach politycznych Wladyslaw Sila-Nowicki.
Syn Andrzej takze zostal sedzia
Co ciekawe, Roman Kryze - którego "dokonania" raczej nie naleza do szczególnie chlubnych - to ojciec Andrzeja Kryze, sekretarza stanu i podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwosci w latach 2005–2007 w rzadzie Jaroslawa Kaczynskiego (sic!).
Andrzej Kryze, syn Romana, w 1970 roku ukonczyl prawo na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. W Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej dzialal od lat 70. do rozwiazania. Sprawowal funkcje w regionalnym aparacie partyjnym (!).
Andrzej Kryze od lat lat 80. bral udzial w szkoleniu aplikantów i asesorów sadowych oraz w komisjach egzaminacyjnych na stanowiska sedziowskie. W marcu 1980 roku jako sedzia Sadu Rejonowego w Warszawie skazal na kare aresztu zasadniczego Andrzeja Czume, Wojciecha Ziembinskiego i Bronislawa Komorowskiego (!) za publiczne stwierdzenie, ze PRL nie jest panstwem niepodleglym i zorganizowanie w Warszawie 11 listopada 1979 roku obchodów Swieta Niepodleglosci (!). Wykonane wyroki zostaly skasowane przez Sad Najwyzszy.
Od listopada 2005 roku do maja 2006 roku byl z ramienia Prawa i Sprawiedliwosci sekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwosci w okresie, kiedy urzad Ministra Sprawiedliwosci sprawowal Zbigniew Ziobro. Od maja 2006 roku do listopada 2007 roku byl podsekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwosci. Byl czlonkiem Komisji powolanej przez Ministra Sprawiedliwosci do opracowania projektu nowego Kodeksu karnego (!) w latach 2000-2001. W latach 2001-2005 bral udzial jako ekspert w pracach sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach (NKK).
W roku 2007 Minister Sprawiedliwosci Zbigniew Ziobro (!) przedstawil kandydature Andrzeja Kryzego, który jako podsekretarz stanu zachowywal tytul sedziego Sadu Okregowego, do powolania na stanowisko sedziego Sadu Apelacyjnego w Warszawie. Krajowa Rada Sadownictwa odrzucila ten wniosek (uff). W tej sytuacji Zbigniew Ziobro awansowal Andrzeja Kryzego w inny sposób, mianujac go prokuratorem Prokuratury Krajowej (oddajac glos w kolejnych wyborach warto miec to na uwadze).
Zastanawiajacy jest fakt, w jaki sposób sedzia Andrzej Kryze popadl w laski czolowych polityków Prawa i Sprawiedliwosci, majac za soba tak jednoznaczna i - argumentujac ideologia tej partii - tak anty-Polska przeszlosc? Panom Kaczynskiemu i Ziobrze az chce sie powiedziec: no i masz tu ten wasz patriotyzm, elastyczny jak milicyjna palka.
Tusek i Kopacz chcieli zełgać i załgać a teraz udają, że chcieli odełgać ...!!! Chcieli sprowokować i wpuścić w maliny prezesa PiS aby na siłę wykazać jaki to On niby zatwardziały w nienawiści a jak im to nie wyszło to teraz na siłę odełgują i odwracają kota ogonem, że to niby Jego prowokacja była ...!!!
A przecie wszyscy wiedzą, że to Donald Tusk, Donkiem zwany przez swoich a ryżym matołem, przez kibiców polskich, nawet w jego rodzinnym mieście, rozpętał w 2005 roku, po klęsce wyborczej, wojnę "polsko-polską" z Kaczyńskimi i PiS-em oraz ich wyborcami, sympatykami i zwolennikami, czyli milionami Polaków, potwierdzaną i wzmacnianą wielokrotnie m.inn. na Komitecie Wyborczym Bronisława Komorowskiuegoi w czasie wyborów prezydenckich. To Donald Tusk i jego sługusy w tym Niesiołowski, R a d u ś, Kopoacz i inni prowadzili bezpardonową wojnę z prezydentem Lechem Kaczyńskim, i obrażali Go w czasie Jego urzędowania jak i po Jego tragicznej śmierci .
Teraz, te sługusy gloryfikują Kopacz przyrównując ją do Angeli Merkel... Czy to znaczy, że tak samo jak Bundeskanzlerin Merkel, premier Kopacz, będzie szczeniotała przyjaźnie z Putinem i tak jak Merkel "sprzeda" Ukraińców, Bałtów i bezpieczeństwo Polski ...?!!!
Jak rozumieć to, co z dumą, głosiła Kopacz przed wygłoszenim swojego expose - że, w razie zagrożenia, pierwsza zwieje w zaciszne miejsce, bo tak rozumie troskę o bezpieczeństwo. Zdaniem szefowej Rady Ministrów ucieczka lub chowanie się po kątach jest zachowaniem racjonalnym i najbardziej opłacalnym.
Ta cytowana już po wielekroć pierwsza wypowiedź Ewy Kopacz ukazująca jej sposób myślenia o obronności, budowaniu sojuszy z sąsiadami czy żywotnych interesach Rzeczypospolitej, rzuca również nowe światło na jej działania w Moskwie tuż po katastrofie smoleńskiej.
Przypomnijmy – Rosjanie robili wówczas wszystko, co chcieli, z bezczeszczeniem ciał ofiar włącznie. Dziś jest już zupełnie jasne, iż mogli tak się zachowywać, bo nie czuli najmniejszej presji ze strony ministra konstytucyjnego rządu RP, najwyższego rangą urzędnika Rzeczypospolitej, w osobie E.Kopacz, która została oddelegowana do stolicy Federacji Rosyjskiej przez samego premiera.
Kopacz skapitulowała po 10 kwietnia 2010 roku; obserwowała wówczas rosyjskie matactwa i uznała, że opłaca się przymknąć na nie oczy.
Teraz jako szef rządu, w swoim pierwszym wystąpieniu, również zapowiadała kapitulację. Mówiła wprost, że zrobi tylko to, na co będzie zgoda „europejskiej rodziny”. A to oznacza, iż będzie czekać na wskazówki.
Trudno o gorszy prognostyk jej polityki zagranicznej i obronnej, szczególnie teraz gdy wiemy, że Polska może być, realnie zagrożona, ze strony putinowskiej Rosji i gdy wiemy, że w takim razie, Niemcy jeżeli pomogą, to raczej Putinowi a nie Polsce, gdy wiemy, że Niemcy mają armię w rozsypce, o niskim morale i absurdalnie, niskiej gotowości bojowej, do działania, prawdopodobnie gorszej od armii polskiej i w przeciwieństwie do Polski, nie mają ani chęci ani zdolności bojowej, do wypełnienia zobowiązań sojuszniczych, w ramach NATO... ?!!!
Czy to przypadek, że to teraz, przed wyborami do samorządów, później za rok do parlamentu, w tym czasie, gdy zagrożone jest bezpieczeństwo Polski, agresją z zewnątrz, agresją ze strony postsowieckiej, putinowskiej FR, pokazano film "Służby specjalne" ?
Z tym zmanipulowanym, nieprawdziwym, zakłamanym, gloryfikujacym prl-owskie, i postprl-owskie służby specjalne, filmem Patryka Vegi pt. "Służby specjalne" jest problem podobny jak z wypowiedziami Pana profesora Bronisława Łagowskiego, który wypowiada się tak, jakby on sam i jego rodzina żyli gdzieś w Hameryce a nie w Polsce i znali polskie realia, historię Polski nie z własnego doświadczenia a z sowieckich, putinowskich mediów, z jakichś ichnich, propagandowych artykułow etc.
Łagowski, skupia się na jednym argumencie, UPA.
W historii Polski, w historii stosunków polsko-ukraińskich to straszny, krwawy, okrutny, epizod, ale tylko epizod.
Złe doświadczenia Polaków z Rosją (nie z Rosjanami, z Rosją) w historii naszych stosunków to epoka, kolejno następujące po sobie epoki, stale tylko złe doświadczenia.
Profesor, nie pamięta, nie chce o tym wiedzieć, nie chce wiedzieć co wyprawiali na ziemiach polskich, carscy sałdaci, bolszewicy i sowieci, co wyprawiała w Polsce, już po 1945 roku okupujaca ziemie polskie, "bratnia" sowiecka armia. Moja rodzina i ja, odczuliśmy to na własnej skórze.
To nie rusofobia to fakty. Dlatego nie potrzebujemy, nie uznajemy, powyższych, profesorskich pouczeń.
Łagowski, swoimi wypowiedziami a Patryk Vega tym filmem, reprezentują nie polską rację stanu ale wrogą państwowości polskiej, rację stanu putinowskiej FR. Za pomoca zmanipulowanej fabuły, zmanipulowanej historii pokazanej w tym filmie, sieją wrogą, polskiej państwowości, wrogą Polsce i Polakom, sowiecką, putinowską propagandę !
Młodym Polakom,oraz niedouczonym gamoniom,
radzę zgłębić wiedzę o czasach PRL-u, powojennej, sowieckiej, okupacji ziem polskich, i wcześniejszych, czasach bolszewickich najazdów i mordów - obejrzyjcie choćby filmy: Wojna polsko-rosyjska.1920, Bitwa Warszawska. 1920, 1920.Wojna i miłość.
Ja, przypomnę czasy prl-owskie, czasy powojennej, sowieckiej, okupacji w Polsce, niektórym uzmysłowić innym przypomnieć, co może nam grozić ze strony putinowskiej Rosji.
Urodziłam się w Legnicy, gdy żył jeszcze i miał się dobrze sowiecki zbrodniarz wojenny i przeciw ludzkości, Józef Stalin, właściwie Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, ps. Stalin, pochodzenia gruzińskiego, formalnie pełniący obieralne, kadencyjne funkcje sekretarza generalnego KPZR a wcześniej jej poprzedniczek oraz premiera ZSRR, a faktycznie dożywotni dyktator Związku Sowieckiego, posiadający nieograniczoną władzę.
W Legnicy mieszkałam przez wiele lat (ul. Czarneckiego) i wiele też widziałam z tego co wyprawiała w tym mieście sowiecka hołota. Zdarzyło się np., że jadąc na "podwójnym gazie" samochodem ciężarowym, sowieccy "bajcy" nie wyrobili zakrętu i wjechali, przez okno wystawowe prosto do ... sklepu monopolowego, który w tym czasie na szczęście był zamknięty.
Gwałty i rabunki żołdaków okupacyjnych wojsk sowieckich na terenie Legnicy i okolic były zjawiskiem nagminnym, tak zresztą jak w ogóle na ziemiach północnych i zachodnich Polski.
W kazamatach komendantur NKWD, GRU i później KGB, nie tylko legnickiego garnizonu sowieckich wojsk okupacyjnych z tzw. Północnej Grupy Wojsk Armii Sowieckiej byli od pierwszych powojennych lat przetrzymywani, torturowani, przesłuchiwani i mordowani polscy patrioci.