Do tej pory odbyło się już ponad 10 tys. konsultacji z udziałem 180 tys. osób. Organizowane były w komendach policji czy urzędach miast i gmin, do których mieszkańcy mogli zgłaszać propozycje, m.in. drogą mailową. Jutro trwający od początku roku proces zbierania danych się skończy, a MSWiA przystąpi do opracowania ostatecznej wersji mapy. Wciąż nie wiadomo, jaki będzie jej poziom szczegółowości, tzn. czy wskaże zagrożenia w odniesieniu do miast, poszczególnych dzielnic, ulic czy osiedli. MSWiA na razie nie jest w stanie tego sprecyzować. Konsultacje trwają. Analizowane są wszelkie możliwe aspekty związane z wdrożeniem mapy - odpowiada wydział prasowy resortu.
Rząd zapewnia, że głównym celem inicjatywy jest poprawa bezpieczeństwa. Mapa określi skalę i rodzaj zagrożeń występujących w naszym kraju. Pozwoli również na racjonalne rozmieszczenie struktur terenowych policji oraz kierowanie sił i środków w miejsca, gdzie konieczne będzie zwiększenie bezpieczeństwa - wyjaśnia MSWiA w komunikacie. Znajdą się tam informacje m.in. o przestępstwach pospolitych i kryminalnych (m.in. bójki, pobicia, gwałty, zabójstwa, kradzieże) oraz drogowych. Uwzględnione zostaną też wybrane kategorie przestępstw gospodarczych i narkotykowych.
Co wskazywali mieszkańcy biorący udział w konsultacjach? Najczęściej trudno mówić o realnych zagrożeniach (typu kradzieże, pobicia), lecz co najwyżej - uciążliwościach. Studiując protokoły z odbytych spotkań, można odnieść wrażenie, że skargi najczęściej dotyczyły np. spożywania alkoholu i związanego z tym hałasu w godzinach nocnych oraz przekraczania prędkości przez kierowców. Pojawiały się także postulaty. Przykładowo mieszkańcy warszawskiej dzielnicy Ochota domagają się większej liczby miejsc parkingowych (i zwracania większej uwagi na nieprawidłowo zaparkowane samochody) czy reagowania na właścicieli psów, którzy wyprowadzają je bez smyczy i po których nie sprzątają.
Zgłaszano też potrzebę stworzenia interaktywnej mapy obrazującej wybrane kategorie przestępczości wśród nieletnich oraz mapy wykroczeń szczególnie uciążliwych społecznie. W Łomży mieszkańcy zwracali uwagę na problem dopalaczy i narkomanii wśród młodzieży oraz dewastację mienia publicznego. Skarżono się także na przekraczanie prędkości przez tiry i częste wypadki na przejściach dla pieszych.
Reklama
Za to z samorządów płyną głosy sprzeciwu wobec tworzenia takiej ogólnopolskiej mapy. Nasze stanowisko wobec projektu jest negatywne - przyznaje Krzysztof Mejer, wiceprezydent Rudy Śląskiej. Gdyby mapa robiona była na nasze wewnętrzne potrzeby, moglibyśmy podjąć rozmowy z naszymi służbami i zastanowić się nad programami profilaktycznymi. Natomiast jeśli rząd zamierza upublicznić te mapy, obawiamy się nie tylko o reakcje potencjalnych inwestorów, lecz nawet o ceny nieruchomości. Bo kto zrekompensuje mieszkańcom spadek wartości ich mieszkań, jeśli okaże się, że według mapy istnieje w tych okolicach jakieś zagrożenie? - zastanawia się wiceprezydent.
Sugeruje też, że publicznie dostępne mapy będą stanowiły swego rodzaju bryk dla złodziei. W naszym mieście jest 11 dzielnic. Jeśli okaże się, że największa przestępczość jest np. w dzielnicy Nowy Bytom i zostanie to upublicznione, będzie to stanowić wskazówkę dla przestępców. Bo będą wiedzieć, dokąd skierunkowane zostaną główne siły i środki w celu zwiększenia bezpieczeństwa - przekonuje Krzysztof Mejer. I pokazuje pismo, jakie wysłał do tamtejszego komendanta policji. Ostrzega w nim przed budowaniem fałszywego obrazu miast i gmin na podstawie map.
Przeciętny mieszkaniec nie posiada wiedzy ani doświadczenia pozwalających właściwie odczytać i zinterpretować potężną liczbę danych statystycznych. Zadanie to trudne jest nawet dla fachowców zajmujących się bezpieczeństwem profesjonalnie. Upowszechnienie mapy spowoduje, że w opinii publicznej funkcjonować będą oceny stanu bezpieczeństwa niemające nic wspólnego z rzeczywistością - sugeruje. Konkluduje, że z punktu widzenia samorządu mapa może być instrumentem szkodliwym ze względu na małą wiarygodność, wprowadzając w błąd mieszkańców i generując poczucie zagrożenia.
Podobne wątpliwości mają eksperci. Przedsięwzięcia związane z bezpieczeństwem należy przeprowadzać oddolnie. Odgórne upublicznienie map zagrożeń może przynieść odwrotny efekt od zamierzonego. Nie ma naukowych dowodów na to, że upublicznienie map przynosi efekt np. w postaci zmniejszenia skali przestępczości w danych rejonach - uważa Andrzej Mroczek, były policjant, obecnie ekspert Centrum Badań nad Terroryzmem. Skoro mapy mają już powstać, zamiast je ujawniać, lepiej je rozesłać w formie rekomendacji samorządom i tamtejszym służbom, aby mogły wdrożyć odpowiednie działania profilaktyczne i techniczne, np. systemy monitoringu - dodaje.
Część samorządowców ma bardziej przyziemne obawy, np. o to, kto sfinansuje ewentualne rekomendacje płynące z map zagrożeń, np. postawienie nowego posterunku czy wysłanie na ulice dodatkowych patroli. Problem dotyczy zwłaszcza mniejszych miejscowości. Po likwidacji posterunku współfinansowaliśmy z drugą gminą zakup samochodu dla tamtejszego posterunku. Policja nie ma środków na doposażenie drugiego komisariatu, gdyby ten u nas został reaktywowany. Gmina będzie więc musiała wziąć koszty zakupu nowego wozu na siebie. Trzeba też będzie wyremontować budynek, a nie wiadomo, czy MSWiA będzie mogło to sfinansować - usłyszeliśmy w urzędzie gminy Rząśnik w woj. mazowieckim.
Obawy lokalnych władz MSWiA komentuje dość ogólnikowo. Uruchomienie map poprzedzone jest szerokimi konsultacjami ze społecznością lokalną, w tym także z samorządami. Daje to wszystkim zainteresowanym możliwość wyrażenia opinii w tej sprawie. Ponadto podczas tych prac Komenda Główna Policji bierze pod uwagę i analizuje różne aspekty związane z wdrożeniem map - odpowiada enigmatycznie resort.
Powrót 100 posterunków
Rządowe mapy zagrożeń mają zwiększyć bezpieczeństwo, jednak nie da się ukryć, że inicjatywa ma też charakter polityczny. Chodzi o odwrócenie reformy rządu PO-PSL, która miała na celu konsolidację posterunków policji i obniżenie kosztów ich funkcjonowania. W efekcie ich liczba spadła z 811 w 2007 r. do 399 na koniec 2015 r. Cały ten proces nazywano nie likwidacją, lecz reorganizacją. Zmiany przynoszą oczekiwane efekty - więcej policjantów na ulicach, a mniej za biurkami” - przekonywała policja w komunikacie w 2012 r.
Mapy zagrożeń mają posłużyć jako jedno z narzędzi do przywrócenia przynajmniej części posterunków. Jak tłumaczy MSWiA, to na podstawie tych map podejmowane będą decyzje dotyczące reaktywacji komisariatów na danym terenie. Nie mogą one jednak następować automatycznie, jak to niejednokrotnie miało miejsce przy ich likwidacji, lecz zawsze będą poprzedzane pogłębioną analizą - informuje resort.
Jeszcze pod koniec marca wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński stwierdził, że z dotychczasowych prac nad ogólnopolską mapą bezpieczeństwa wynika, iż konieczne jest odtworzenie co najmniej 100 posterunków policji.