"Gazeta Wyborcza" podkreśla, że publikacja w "Super Expressie", a także materiał "Wiadomości" TVP na ten sam temat, pojawiły się dwa dni po kongresie sędziów, w którym wziął udział Wojciech Łączewski i na którym dominowały opinie krytyczne wobec władzy.
"Gazeta" zwraca uwagę, że z tej samej opinii, na którą powołał się tabloid, cytując przy tym anonimowego prokuratora, wynika jeszcze coś - że ze sprzętów należących do sędziego Łączewskiego nie zamieszczano na Twitterze feralnych wpisów. Publikację i tezę o tym, że Łączewski jest kłamcą, bo nie ma dowodów włamania na komputer, skomentowała rzeczniczka prowadzącej sprawę Prokuratury Okręgowej w Legnicy. - Na tym etapie taka teza jest przedwczesna i nieuprawniona. Opinia biegłych jest niekompletna i powołano nowego biegłego - wyjaśniła Liliana Łukasiewicz. Dziennik podkreśla, że śledztwo zostało wszczęte na wniosek samego sędziego, który przekazał wszystkie swoje komputery i telefony komórkowe do badania.
Sędzia Wojciech Łączewski znany jest z głośnych wyroków, z których największym echem odbiło się skazanie obecnego ministra koordynatora ds. służb specjalnych, a kiedyś pierwszego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Mariusza Kamińskiego, na karę bezwzględnego więzienia za prowokację wobec Andrzeja Leppera (Mariusz Kamiński został ułaskawiony przez prezydenta Andrzeja Dudę, jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku, wobec którego została wniesiona apelacja). Ale to również on pseudokibiców wykrzykujących antysemickie hasła skazał na prace społeczne i obejrzenie filmu "Cud purymowy" o rodzinie antysemitów, którzy okazują się być Żydami.
On sam twierdzi, że padł ofiarą prowokacji i włamania na konto na Twitterze.