Według informatorów "wSieci", w moskiewskim prosektorium szczątki ofiar katastrofy "hurtowo ładowane były do worków na śmieci". Wchodzi Rosjanin i ciężki czarny worek rzuca pod ścianę. Niedbale, więc ten się osuwa. Kopie go raz i drugi, przeklinając przy tym pod nosem. Ktoś mu pokazuje karteczkę z nazwiskiem. +Czy wiesz, kogo kopiesz? To polski dowódca wojskowy!+. Macha tylko ręką i odchodzi po kolejny worek z kolejnymi szczątkami… No właśnie, worek! Nie taki, jak na zwłoki, lecz przeznaczony na śmieci! - relacjonują świadkowie wydarzeń w moskiewskim prosektorium, cytowani przez tygodnik.
Według nich ciała były ładowane jak popadnie. Chodziło o to, by każda trumna ważyła mniej więcej tyle samo: 80–90 kg (...) Moment na chwilę zadumy i modlitwy może był na górze, gdy przy szczątkach stali polski ksiądz i rodziny. Na dole, w podziemiu, odbywała się taśmowa robota - mówią. Dziennikarze "wSieci" dotarli też do fotografii wykonanych między 12 a 22 kwietnia 2010 r. Większość z nich, jak zaznaczają, nie nadaje się do publikacji.
"Nie potrafimy pojąć, jak można było narażać rodziny na tak koszmarne przeżycia – najpierw wiele godzin przesłuchiwać, później okazywać fotografie fragmentów ciał, a wreszcie szczątki wyjęte z chłodni. W wielu przypadkach nawet najbliżsi musieli mieć ogromne problemy z jednoznacznym ich rozpoznaniem. Mimo to ówczesny prokurator generalny Andrzej Seremet z trybuny sejmowej właśnie rodziny oskarżał o błędy i obarczał winą za pomylenie ciał oraz konieczność otwierania grobów" – przypominają autorzy artykułu: Marek Pyza i Marcin Wikło.
"To bardzo smutna sprawa"
Bochenek był pytany na poniedziałkowym briefingu w Warszawie o doniesienia tygodnika "wSieci" jakoby ciała ofiar katastrofy smoleńskiej były "hurtowo ładowane do worków na śmieci" w ten sposób, by każda trumna ważyła mniej więcej tyle samo.
- To jest bardzo smutna sprawa i kolejny dowód na to, że państwo kiedy powinno stanąć na wysokości zadania, zawiodło. Wtedy kiedy wszyscy tego oczekiwaliśmy, przede wszystkim najbliżsi ofiar katastrofy smoleńskiej, wtedy kiedy wszyscy obywatele oczekiwali tego, że państwo zadba o dopełnienie podstawowych procedur, tego nie zrobiono, pomimo wysyłania przedstawicieli na miejsce do Smoleńska - powiedział rzecznik rządu.
Dodał, że politycy PO "co gorsza, publicznie deklarowali, że właśnie to robią, że dopilnowują, by wszystkie kwestie związane z identyfikacją, z sekcją zwłok osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej zostały dopełnione".
- Tego nie zrobiono. Przez lata wmawiano Polakom, że wszystko przebiegało zgodnie z procedurami. Okazuje się, że nie, że po siedmiu latach musimy jeszcze raz, na nowo, zwłaszcza wobec rodzin, osób najbliższych rozdrapywać te rany, powracać do tych tragicznych dni - mówił Bochenek. Dodał, że według niego ta sprawa powinna być zakończona już siedem lat temu.
- Nie do końca tak naprawdę rozumiem - a właściwie teraz już chyba wiem, dlaczego politycy PO bardzo często, przez wiele miesięcy, przez wiele lat tak bardzo mocno wzbraniali się przed ponownymi ekshumacjami, przed ponownymi sekcjami i identyfikacjami zwłok. Już chyba tak naprawdę wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie i chyba żadnego komentarza więcej nie potrzebujemy - dodał rzecznik rządu.