Sytuacja miała miejsce w Sądzie Okręgowym w Jeleniej Górze. Decyzją ministra na dyrektora tej jednostki 19 czerwca br. został powołany Tomasz Żukiewicz. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kilka miesięcy wcześniej Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze ogłosił wobec niego upadłość konsumencką (sygn. akt V GU 18/17).
Mamy więc do czynienia z sytuacją, kiedy to dyrektorem sądu, który ma pieczę nad państwowym majątkiem liczonym w milionach złotych, zostaje osoba, która okazała się niezdolna do utrzymania w ryzach własnego domowego budżetu. Jedyne słowo, jakie mi w związku z tym przychodzi do głowy, to kompromitacja – ocenia Sławomir Pałka, sędzia Sądu Rejonowego w Oławie, członek Krajowej Rady Sądownictwa.
Milena Domachowska z biura prasowego Ministerstwa Sprawiedliwości twierdzi, że minister, powołując Żukiewicza na stanowisko dyrektora, nie wiedział o prowadzonym w stosunku do niego postępowaniu upadłościowym. Co innego wynika ze słów Tomasza Skowrona, rzecznika prasowego SO w Jeleniej Górze, który twierdzi, że kierownictwo sądu pisemnie przedstawiło resortowi informacje na ten temat.
Reklama
Tomasz Żukiewicz został powołany do jeleniogórskiego sądu w trybie przepisów, które obowiązują od 4 maja br. W tym dniu weszła w życie nowelizacja prawa o ustroju sądów powszechnych, która dała ministrowi sprawiedliwości ogromną swobodę w obsadzaniu stanowisk dyrektorskich (Dz.U. z 2017 r. poz. 803; dalej: u.s.p.). Wcześniej o tym, kto będzie zarządzał sądowymi pieniędzmi, decydowała wygrana w konkursie. Teraz są to decyzje ministra sprawiedliwości, który nie musi ich ani z nikim konsultować, ani ich uzasadniać.
Ministerstwo jest przekonane, że jest w stanie podejmować samodzielnie wszystkie decyzje, jeżeli chodzi o obsadę kadrową w sądach. A przecież historia uczy, że taki centralny system prędzej czy później musi runąć – zauważa Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Jego zdaniem przypadek dyrektora jeleniogórskiego SO to jaskrawy dowód na to, że nie da się na dłuższą metę zarządzać kadrami w taki sposób.
Środowisko sędziowskie od samego początku wskazywało, że rezygnacja z trybu konkursowego przy obsadzie stanowisk funkcyjnych w sądach to duży błąd. Przytaczane argumenty przeciwko tej zmianie nie zostały jednak wzięte pod uwagę.
Efekty tego widać dziś jak na dłoni – stwierdza sędzia Pałka. I dodaje, że procedura konkursowa daje szansę na wszechstronne sprawdzenie kandydata.
Mimo to obecni rządzący uznali, że tryb, w którym dyrektorzy są powoływani przez ministra sprawiedliwości nie wiadomo na podstawie jakich kryteriów, będzie lepszy. Warto pamiętać, że to sam minister był autorem tych zmian. A skoro tak, to ponosi on osobistą odpowiedzialność za decyzję o powołaniu na stanowisko dyrektora SO w Jeleniej Górze osoby, która okazała się bankrutem – podkreśla oławski sędzia.
Jego zdaniem decyzja ministra stanowiła zagrożenie dla bezpieczeństwa finansów publicznych.
Tomasz Żukiewicz nie jest już dyrektorem SO w Jeleniej Górze. Pracował na tym stanowisku do 8 września, a więc niecałe trzy miesiące. Nowy dyrektor nie został jeszcze wybrany. Na stronie ministerstwa jest informacja o wakacie.
Takie gwałtowne zmiany kadrowe wpływają negatywnie na działalność sądu, bardzo dezorganizują pracę – podkreśla Sławomir Pałka, który jeszcze niedawno był prezesem SR w Oławie.
Jakie były powody usunięcia Tomasza Żukiewicza z zajmowanego stanowiska? Jak podaje sędzia Skowron, z pisma informującego o jego odwołaniu wynika jedynie, że był to efekt złożenia przez niego rezygnacji. To samo słyszymy od MS, które tylko w części odpowiedziało na nasze, zadane jeszcze na początku września, pytania. Resort nie wypowiedział się np. w kwestii tego, czy widzi w całej sytuacji jakieś zagrożenia.
Warto zaznaczyć, że o wyjaśnienia w sprawie Tomasza Żukiewicza wystąpiliśmy do MS... dzień przed złożeniem przez niego rezygnacji z dyrektorskiego stanowiska.
Być może to przypadek. Ale biorąc pod uwagę fakt, że, jak wynika z informacji udzielonych przez jeleniogórski sąd, MS było świadome kłopotów finansowych tego pana, należy raczej przypuszczać, że po prostu z premedytacją liczono na to, iż nikt się tej historii nie przyjrzy i nie dopatrzy się w niej niczego niestosownego. Dopiero gdy sprawą zainteresował się dziennikarz, podjęto szybkie kroki mające zapewne na celu zamiecenie jej pod dywan – przypuszcza sędzia Markiewicz.