Za dwa lata – zakaz używania plastikowych słomek do napojów, talerzy czy sztućców. Trzy lata później z rynku mają zniknąć plastikowe butelki z nakrętkami luzem – zastąpią je takie, do których zamknięcie będzie przymocowane na stałe. Taki ma być efekt przyjętego wczoraj nad ranem w Brukseli porozumienia w sprawie dyrektywy plastikowej.
Wymusi ona potężne zmiany na wartym ponad 40 mld zł rynku opakowań, na którym działa u nas ponad 8 tys. producentów. Około 3 tys. funkcjonuje w segmencie tworzyw sztucznych. Wciąż nie wszyscy są świadomi tego, co ich czeka. Szczególnie dotyczy to mniejszych przedsiębiorstw. – Nic nie wiemy o planowanych regulacjach – przyznaje Rafał Kondracki z firmy Maropak, specjalizującej się w produkcji butelek, słoików oraz różnego rodzaju zamknięć.
Na wejście zmian w życie jest przygotowany natomiast producent słomek polipropylenowych M.S. Ortis. Już kilka lat temu firma wprowadziła do oferty słomki biodegradowalne. Są robione z trzciny cukrowej, pszenicy, skrobi ziemniaczanej i konopi. Do tej pory jednak nie cieszyły się zainteresowaniem.
– Naszym głównym odbiorcą biosłomek są Niemcy. W Polsce nikt nie chce ich kupować. Są co najmniej czterokrotnie droższe od plastikowych – mówi współwłaściciel firmy Zbigniew Selerowicz. Liczy, że popyt pojawi się za dwa lata, gdy unijne przepisy wyeliminują z rynku konkurencję z tworzyw sztucznych.
Rewolucja dotknie też przemysł spożywczy, jednego z podstawowych odbiorców opakowań. Dla tego sektora pożegnanie z plastikiem oznacza konieczność przestrojenia linii produkcyjnych pod nowe opakowania. Jak wyjaśnia Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności, pociągnie to dla branży wydatki rzędu kilkuset milionów złotych.
Wacław Wasiak, dyrektor Polskiej Izby Opakowań, uspokaja jednak, że wycofanie plastiku z obrotu nie musi oznaczać końca tych firm, które nie zechcą się przebranżowić na produkty biodegradowalne. – Zakaz plastiku wejdzie w Unii. Wystarczy więc znaleźć odbiorców poza nią – stwierdza.
Plastikowa rewolucja z opóźnionym zapłonem
Rząd uniknie płacenia za kosztowny system zbierania butelek, a producenci mają sporo czasu na stworzenie struktury recyklingu
To już przesądzone – od 2021 r. zakazane zostaną w Unii Europejskiej przedmioty jednorazowego użytku, takie jak plastikowe sztućce czy słomki do napojów, a na producentów tworzyw sztucznych nałożone zostaną nowe obowiązki związane z odzyskiwaniem odpadów. Wczoraj nad ranem po 12 godzinach negocjacji udało się osiągnąć w Brukseli porozumienie w sprawie dyrektywy plastikowej.
Nowych rozwiązań obawiali się producenci zarówno opakowań, jak i żywności. Unia ostatecznie poszła im jednak trochę na rękę. Przemysł będzie musiał zastosować się do restrykcyjnych przepisów, ale będzie mieć na to więcej czasu, niż pierwotnie planowano. Dla przykładu, obowiązek przytwierdzenia na stałe nakrętek do butelek wejdzie w życie nie za dwa, lecz za pięć lat.
Zwarci i gotowi
– Już się do tego przygotowujemy. Mamy pomysł na plastikową butelkę w nowej wersji. Udało nam się też opracować papierową słomkę, która zastąpi tę z tworzywa sztucznego dołączaną do naszych kartonowych opakowań – mówi Małgorzata Gromek, menedżer komunikacji w firmie Tetra Pak Polska.
Producenci obawiają się reakcji konsumentów. Pomysłem na odejście od kartonowych opakowań z plastikową nakrętką jest np. powrót do zarzuconych przez większość wytwórców kartonów z odcinanym rogiem.
Na razie firmy cieszą się z wydłużenia okresów przejściowych, co pozwoli na utrzymanie bardziej opłacalnej, dotychczasowej produkcji. Przedsiębiorstwo Gralex opracowało na przykład recepturę produktów wytwarzanych z surowców naturalnych, np. kukurydzy (są kompostowalne). Nie wdraża go jednak do produkcji ze względu na małe zainteresowanie – byłyby sporo droższe od tych, które robią teraz. Firma liczy, że po zakazaniu plastiku podejście odbiorców się zmieni. Ma także nadzieję, że ceny biodegradowalnych surowców spadną, gdy wzrośnie na nie popyt.
Ale to niejedyny problem, z którym musi się zmierzyć branża opakowań. Zastosowanie nowych surowców oznacza też zmianę w sposobie prowadzenia biznesu oraz magazynowania. – Produkty z surowców biodegradowalnych mają krótszy okres przydatności, ok. 6 miesięcy. Nie można ich więc robić na zapas. Wymagają przechowania w odpowiedniej wilgotności, w pomieszczeniu bez dostępu do słońca. Inaczej ulegną rozpadowi – mówi przedstawiciel firmy z Warszawy.
Nie tylko branżę opakowań czekają zmiany. Do wytycznych UE muszą się przygotować producenci żywności, zwłaszcza przemysł rozlewniczy. – Nie liczymy na razie kosztów. Czekamy, co zaoferują nam jako alternatywne rozwiązania producenci opakowań. Poza tym liczymy na partycypację z ich strony w kosztach dostosowania linii produkcyjnych – mówi Bartosz Grochal z Mlekpolu.
Polska Federacja Producentów Żywności, mówiąc o kosztach plastikowej rewolucji, powołuje się na raport opracowany przez PwC. Wynika z niego, że sam przemysł rozlewniczy w Europie zapłaci za zmiany 8,7 mld euro. W Polsce może to być kilkaset milionów złotych.
Jednym z celów dyrektywy jest zwiększenie do 90 proc. odzysku plastikowych butelek. Osiągnięcie tego celu zostało przesunięte z 2025 na 2030 r. Za sześć lat do recyklingu ma trafiać 77 proc. butelek.
Precz ze styropianem
Jak słyszymy w resorcie środowiska, Polska w czasie prac nad dyrektywą opowiadała się za działaniami mającymi na celu ograniczenie ilości plastiku. Walczyła także o to, aby państwo nie musiało ponosić kosztów systemu kaucyjnego. Wprowadzenie automatów, w których będzie można zwrócić butelki z plastiku, ma kosztować 24 mld zł. Niewiele tańszy będzie system półautomatyczny, za który trzeba będzie zapłacić 19 mld zł. W unijnej dyrektywie, zgodnie z polskim oczekiwaniem, nie zapisano, w jaki sposób mają być zbierane plastikowe butelki. Niezależnie od tego, na co dany kraj się zdecyduje, koszty poniosą producenci. – Stosujemy się do zasady, by to zanieczyszczający był tym, który ponosi odpowiedzialność – słyszymy w Radzie UE. Zwłaszcza że z odzyskiwania butelek korzystać będą głównie wytwórcy, bo otrzymają surowiec do produktu.
Dlatego nie kryją, że są zainteresowani wypracowaniem systemu, który pozwoli na większą skalę odzyskiwać z rynku opakowania i recyklingować je w celu ponownego wykorzystania. Są nawet w stanie partycypować w nakładach na jego stworzenie. – System kaucyjny nie jest dobrym rozwiązaniem. Handel w Polsce jest bardzo rozdrobniony. Działa wiele małych sklepów. Nie ma możliwości stworzenia przy każdym magazynu na butelki. Do tego dochodzi konieczność stworzenia systemu odbioru. Koszty mogą się okazać zbyt wysokie w stosunku do korzyści. I tak ostatecznie o tym, co się stanie z butelką, decyduje konsument. Jego trzeba edukować. Poza tym system kaucyjny to wyższe ceny produktów – wylicza Andrzej Gantner, dyrektor generalny polskiej Federacji Producentów Żywności.
Z unijnej decyzji zadowolona jest Magdalena Figura z Greenpeace Polska. – To impuls do powstrzymania lawiny plastiku. Unia proponuje pierwsze tego typu rozwiązanie na świecie – mówi. Jak podkreśla, dyrektywa ma na celu ochronę głównie ekosystemów morskich, ale i ludzi, bo mikroplastik trafia również do naszych organizmów.
Według Figury do samego końca była obawa, że kraje członkowskie osłabią zapisy dyrektywy. Dlatego zabrakło określenia wartości redukcji poziomu zużycia opakowań spożywczych i kubków. Ale udało się przeforsować zakaz produktów zrobionych ze styropianu i oksodegradowalnego plastiku, który rozpada się na drobinki zanieczyszczające środowisko mikroplastikiem.