Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał w piątek w mocy kwotę zadośćuczynienia, przyznaną ojcu przez sąd okręgowy - odrzucił apelacje złożone przez ojca zmarłych oraz nauczyciela. Wyrok ma jednak charakter częściowy – prawomocne jest orzeczenie w sprawie Sz., postępowanie wobec klubu sportowego zostało zawieszone.
Synowie Andrzeja M. to dwie z ośmiu ofiar najtragiczniejszego wypadku w historii polskich Tatr. Podczas wycieczki tyskich licealistów zginęło osiem osób. W 2006 r. nauczyciel geografii i prezes szkolnego klubu sportowego w LO im. Leona Kruczkowskiego Mirosław Sz., który w ramach klubu zorganizował wycieczkę, został uznany za winnego sprowadzenia niebezpieczeństwa na zdrowie i życie wielu osób.
Nie mając bowiem uprawnień do prowadzenia górskich wycieczek dzieci, poprowadził wyprawę w niebezpiecznych okolicznościach, podczas pogarszających się warunków atmosferycznych. Został prawomocnie skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu.
Po wyroku w procesie karnym Andrzej M. wytoczył sprawę cywilną. Domagał się 700 tys. zł zadośćuczynienia od Mirosława Sz., klubu sportowego i miasta Tychy, czyli organu założycielskiego szkoły. Wcześniej wezwał miasto do ugody, samorząd się jednak nie zgodził.
W grudniu 2017 r. Sąd Okręgowy w Katowicach częściowo uwzględnił powództwo - przyznał powodowi 140 tys. zł zadośćuczynienia - po połowie od Mirosława Sz. i od klubu. Sąd okręgowy oddalił natomiast roszczenia wobec samorządu Tychów.
Sąd odwoławczy odrzucił apelacje – zarówno złożone przez ojca zmarłych, jak i nauczyciela, który chciał oddalenia powództwa. Postępowanie wobec klubu sportowego zostało natomiast zawieszone, ponieważ są wątpliwości czy klub ma organy pozwalające na działanie. Do katowickiego sądu wpłynął wniosek o rozwiązanie tego stowarzyszenia. W sytuacji, w której sprawa klubu została zawieszona w apelacji, to nauczyciel – do czasu jej rozstrzygnięcia – powinien zapłacić całość kwoty.
Jak mówiła sędzia Ewa Jastrzębska, wyrok Sądu Okręgowego w Katowicach był "trafny". Odnosząc się do zasądzonej kwoty, wskazała, że sąd odwoławczy mógłby ją zmienić tylko w przypadku, gdy jest ono rażąco wygórowane lub rażąco zaniżone - i tak w tym przypadku, w opinii SA, nie było. - Zadośćuczynienie za krzywdę doznaną w wyniku śmierci osoby najbliższej jest bardzo trudno ocenić i wyrazić w formie pieniężnej, w związku z tym każdy przypadek należy traktować indywidualnie, z uwzględnieniem wszystkich okoliczności sprawy, a ta ocena powinna opierać się na kryteriach obiektywnych, a nie subiektywnych odczuciach pokrzywdzonego - wskazała.
Jak zaznaczyła sędzia, oczywiste jest, że śmierć synów była dla M. ogromną krzywdą, która spowodowała niewyobrażalne cierpienia. - Oczywistym jest też, że żadna kwota pieniężna nie zrekompensuje powodowi poniesionej straty, dlatego wyważenie odpowiedniej wysokości zadośćuczynienia jest bardzo trudne. Wskazać też trzeba, że zadośćuczynienie nie ma na celu wyrównania strat poniesionych przez śmierć osoby najbliższej, tylko ma służyć złagodzeniu doznanej krzywdy – dodała sędzia Jastrzębska.
Sąd apelacyjny nie podzielił natomiast stanowiska sądu I instancji, że szkoła nie była współorganizatorem wycieczki. Sędzia wskazała m.in., że członkami klubu mogli być tylko uczniowie, rodzice i nauczyciele, a na wycieczkę w Tatry wyraziła zgodę dyrektorka szkoły, powierzając Sz. kierowanie wycieczką. SA potwierdził zarazem, że roszczenie wobec miasta przedawniło się.
Andrzej M. powiedział po wyroku dziennikarzom, że jego zdaniem tyski magistrat z jakichś powodów stał po stronie Mirosława Sz. - W tej chwili sytuacja się odwróciła. W tej chwili (…) żal mi pana Sz. – został sam. 16 lat temu nie był sam. 16 lat temu to ja byłem sam - powiedział.
Lawina, która 28 stycznia 2003 roku zabrała pod Rysami wycieczkę z Uczniowskiego Klubu Sportowego "Pion", działającego przy I LO w Tychach, zabiła ośmiu z 13 uczestników wyjazdu. Czoło lawiny załamało lód na Czarnym Stawie i pogrzebało w nim większość ofiar. Poszukiwanie ciał trwało do 17 czerwca.