Grażyna G. i Piotr Piątkowski poznali się kilka lat temu. Marzyli o wspólnym domu, bardzo też chcieli mieć dziecko.

"Kiedy okazało się, że Grażynka jest w ciąży, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie" - opowiada Piotr. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ta szczęśliwa chwila to też początek największego dramatu jego życia - pisze "Fakt".

Reklama

W połowie ciąży Grażynka poczuła się gorzej. Myślała, że ciągłe bóle i osłabienie są spowodowane ciążą. Kolejne badania odkryły jednak potworną prawdę. Miała nowotwór. Namawiano ją na leczenie. Ale to było niebezpieczne dla dziecka, które nosiła w sobie. Odmówiła. Powtarzała, że dziecko jest najważniejsze. I że leczyć się będzie po porodzie.

W marcu na świecie pojawił się Szymonek. Piękny i zdrowy chłopiec. Grażyna i Piotr byli szczęśliwi. Radość trwała krótko. Grażyna z dnia na dzień czuła się gorzej. Rak żołądka bezlitośnie pustoszył jej organizm. Po kilku tygodniach od porodu czuła się tak źle, że nie była w stanie opiekować się synkiem.

Wtedy wkroczyła Marianna G., jej matka. Zabrała Szymonka do siebie. Piotr zgodził się na to, bo chciał więcej czasu poświęcać Grażynie.

Kobieta nie pokonała nowotworu. Umarła. "Byłem zrozpaczony" - wspomina Piotr. Postanowił, że dla ich wspólnego dziecka będzie najlepszym ojcem na świecie.

Jednak w czasie, gdy Piotr opiekował się umierającą Grażyną, jej matka zgłosiła się do sądu jako rodzina zastępcza dla Szymonka. "Prosiłem, błagałem. Na próżno. Mówiłem, że razem będziemy wychowywać Szymonka. Będziemy dla niego rodziną. Grażyna by tego chciała" - opowiada Piotr.

Marianna G. nie chce oddać syna. Nie chce się nawet zgodzić na to, by jego ojciec odwiedzał dziecko. W piątek wrocławski sąd rozstrzygnie, kto będzie opiekował się Szymonkiem.