Szantażowana kobieta popełniła błąd nie zawiadomiając od razu policji. Nawet zastanawiała się, czy nie sprzedać domu i gospodarstwa, by spłacić dług. Na dodatek, gdy bandyci przyszli po ośmioletniego syna Rafała, pani Danuta oddała im dziecko. Była tak zastraszona, że nawet nie uciekała.



"Wydawało jej się, że jeśli wejdzie z bandytami w układ, chłopcu nic się nie stanie" - powiedział dziennikarzom "Faktu" Dariusz Nowak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. "Myślała, że w ciągu kilku dni uda jej się uzbierać pieniądze. Spakowała malca do plecaka. Zapewniła go, że jedzie ze znajomymi na zimowisko. Chłopiec nawet się ucieszył".



Owi bandyci to 26-letnia Magdalena D. i jej 42-letni mąż Mariusz D. "Aż trudno uwierzyć, że ten brutalny szantaż był dziełem zwyczajnego, jakby się wydawało, małżeństwa" - powiedział inspektor Nowak.



Szantażyści ciągle mówili pani Danucie, że wdowy muszą spłacać długi po zmarłych mężach. Twierdzili, że pożyczyli mężowi, gdy żył 100 tys. złotych, ale umówili się z nim rzekomo na wysoki procent. Gdy zabierali kobiecie syna, dług wynosił już 250 tys. złotych.



Bandyci wywieźli Rafałka do gospodarstwa agroturystycznego oddalonego o kilkanaście kilometrów od Krakowa. Zostawili chłopca pod opieką 20-letniego mężczyzny. Pani Danuta wreszcie poszła na policję.



"Drżącym głosem opowiedziała nam, co się stało. Natychmiast ruszyliśmy do akcji. Szybko udało nam się zatrzymać parę porywaczy. Zdradzili nam miejsce pobytu dziecka. O godzinie 2 w nocy był już razem z mamą. Na szczęście Rafał jest cały i zdrowy" - opowiada inspektor.



Porywaczom grozi teraz 10 lat więzienia.























Reklama