"Widziałem to. Widziałem ich śmierć, ale nie potrafiłem im pomóc" - mówi zrozpaczony Zorian, tuląc się do mamy. Chłopiec mówi o 16-letniej Amandzie i 9-letnim Gracjanie. Matka Krystyna też nie może pogodzić się z tragedią. O Amandzie mówi już w czasie przeszłym, bo znaleziono jej ciało. Jednak Gracjana - w momencie zamykania numeru "Faktu" - jeszcze szukano.

Reklama

Wyprawa na drugą stronę

"Rzeka już zabrała mi jedno dziecko, ale niemożliwe, żeby Gracjan też zginął, przecież szybko znaleźliby go" - mówi Krystyna Górniak. "On gdzieś wydostał się na brzeg i teraz błąka się po lesie, na pewno wróci do domu" - dodaje zapłakana.

W niedzielne popołudnie Zorian z bratem, siostrą i trójką znajomych bawili się nad rzeką. Mieszkają niedaleko niej, dlatego często tam chodzą. Nie wiadomo, które z dzieci wpadło na pomysł, żeby przedostać się na drugą stronę rzecznego koryta, przechodząc przez wodną tamę.

Dzieci najprawdopodobniej trzymały się za ręce. Jedno potknęło się i pociągnęło za sobą resztę. Rwący nurt porwał całą szóstkę. Dzieci rozpoczęły dramatyczną walkę o życie. Zorianowi udało się chwycić za wystający z wody kamień. To ocaliło jego i dwie dziewczynki. Amanda i Gracjan nie mieli tyle szczęścia. Woda porwała ich w dół rzeki. Żywioł zabrał również pięcioletniego Kamila - kolegę Zoriana.

"Widziałem, jak mojego brata i siostrę pochłania spieniona woda" - opowiada przerażony Zorian. Chłopiec natychmiast pobiegł do domu, by powiedzieć, co się stało. Zrozpaczona Krystyna Górniak, mama Zoriana, wezwała pomoc.

Na miejsce tragedii przyjechało kilkanaście jednostek straży pożarnej. Razem z policjantami i nurkami rozpoczęli gorączkowe poszukiwania dzieci.









Rodziny nie stać nawet na pogrzeb

"Najszybciej udało nam się znaleźć pięcioletniego chłopca" - mówi Janusz Marnik, ze straży pożarnej z Kłodzka. "Dziecko jeszcze żyło. Jednak mimo półtoragodzinnej reanimacji nie udało się go uratować" - mówi ze smutkiem strażak. Trzy godziny później strażacy dostrzegli czerwoną kurtkę, która dryfowała w wodzie. Okazało się, że należała do Amandy. Dziewczynka zaczepiła się o wystający z wody korzeń. Nie żyła.

Mama Amandy i Gracjana nie może pogodzić się z tragedią, która spotkała jej rodzinę. "Amanda była najstarsza z siedmiorga rodzeństwa, bardzo mi pomagała. Nie mogę uwierzyć, że moja ukochana córeczka zginęła. Miała przecież całe życie przed sobą" - mówi cicho zrozpaczona matka, która wciąż wierzy, że Gracjan wróci do domu.

Pani Krystyna została z piątką dzieci. "Fakt" pisze, że jest ubogą kobietą. Nie stać jej nawet na urządzenie pogrzebu.