Celem ataku księdza Juana Fernandeza Krohna było serce Jana Pawła II. Ale papieska ochrona była czujna. Gdy tylko zamachowiec wyciągnął nóż, krzycząc "precz z papieżem", obezwładniono go.

Reklama

Nożownik zaatakował w Fatimie. Papież pojechał tam równo w rok po tym, jak Ali Agca strzelał do niego na placu św. Piotra w Rzymie. Chciał podziękować Matce Boskiej za opiekę. Wierzył, że jego ocalenie ma związek z objawieniami fatimskimi z 13 maja 1917 roku.

W Fatimie czekał na niego Krohn. Zapiekły wróg reform Kościoła posoborowego i ekumenizmu postanowił zabić papieża.

Jak pisze "Gazeta Wyborcza", większość ludzi zgromadzonych na uroczystościach nawet nie zauważyła, co się stało. Ochrona szybko wyprowadziła zamachowca, którego papież jeszcze zdążył pobłogosławić. Potem normalnie odprawił mszę i błogosławił wiernych.

Reklama

Ci jednak przez kolejne 26 lat nie wiedzieli, ile papież wycierpiał. Jego sutanna była zakrwawiona, bo napastnikowi udało się go zranić. "Dziś mogę to powiedzieć, do tej pory utrzymywaliśmy to raczej w dyskrecji. On poranił Ojca Świętego. Niemniej w ten sposób, że Ojciec Święty mógł zakończyć całe nabożeństwo. Dopiero gdy wrócił do pokoju, widzieliśmy, że sutanna jest zakrwawiona, że go jednak tym nożem poranił" - wyjawia w filmie "Świadectwo" Stanisław Dziwisz - krakowski metropolita, przez cały pontyfikat osobisty sekretarz Jana Pawła II.

Dlaczego papież ukrył swoje rany? Prawdopodobnie, żeby nie powtórzyło się przerażenie, jakie wśród wiernych zapanowało po zamachu na placu św. Piotra - pisze "Gazeta Wyborcza".

Zamachowiec twierdzi jednak, że nikogo nie zranił. "Po pierwsze: to nieprawda. Po drugie: to jaskrawa i skandaliczna hipokryzja... Po trzecie: bardzo mnie dziwi, dlaczego właśnie teraz polski biskup ujawnia to, co miało być ukryte przez 25 lat. Pojawia się pytanie, czy nie ujawnia tego, by odciągnąć za wszelką cenę uwagę opinii publicznej w jego kraju od szoku, jaki rok temu spowodowało ujawnienie, że wysocy członkowie hierarchii kościelnej w Polsce służyli komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa" - mówi 58-letni dziś Krohn. Za zamach skazano go na sześć i pół roku więzienia. Odsiedział trzy.