Rozprawa toczyła się w największej sali SO w Gdańsku, do której z pobliskiego aresztu został doprowadzony oskarżony Stefan W. Na czwartkową rozprawę zostało wezwanych troje świadków: Magdalena Adamowicz, konferansjer, który w chwili zabójstwa przebywał na scenie oraz właściciel sklepu z militariami, w którym dokonano zakupu noża, którym śmiertelnie został ugodzony były prezydent Gdańska.
Przed przesłuchaniem świadków sędzia Sądu Okręgowego Aleksandra Kaczmarek poinformowała, że sąd zlecił badania ambulatoryjne stanu zdrowia Stefana W., z którego wynikało, że może on uczestniczyć w rozprawie. Sędzia zaznaczyła, że badania stanu zdrowia oskarżonego będą powtarzane przed każdą rozprawą.
W sądzie nie stawiła się Magdalena Adamowicz, żona zamordowanego byłego prezydenta, która miała zeznawać w charakterze świadka. Wcześniej wysłała do sądu dokument podpisany przez lekarza sądowego, z którego wynikało, że do 25 kwietnia nie będzie zdolna do udziału w rozprawach.
Konferansjer: To trwało sekundy
Sąd przesłuchał świadka, który w chwili zabójstwa Pawła Adamowicza pełnił rolę konferansjera i znajdował się na scenie WOŚP.
- Około godz. 20 na scenę wtargnęła jakaś osoba. Jako konferansjer czuję się odpowiedzialny za scenę, a widziałem osobę, która na scenie tańczy, to poczułem odpowiedzialność, żeby to zakończyć. To trwało sekundy. Nie zdążyłem długo się nad tym zastanawiać. Zobaczyłem przed sobą oskarżonego z nożem wymierzonym w moją stronę. Tekstu dokładnie nie pamiętam. Na pewno mi groził. Żądał ode mnie mikrofonu. Nie jestem w stanie opisać, ale padły tam słowa, że mnie zabije, jeśli mu tego mikrofonu nie oddam. Wychyliłem się i oddałem mu mikrofon. Pamiętam wymierzony we mnie nóż - przekazał świadek.
- Jest to dla mnie dość traumatyczne przeżycie, przez które przez dwa lata leczyłem się psychiatrycznie. Dopiero skończyłem terapię, która pozwala mi tu przed państwem stanąć - dodawał w trakcie przesłuchania.
Ze łzami w oczach powiedział, że po ataku zobaczył prezydenta, który siedział na skrzynce na scenie. - Widziałem, że jest źle, chciałem nawiązać z nim kontakt. Prezydent patrzył na mnie, stałem nad nim, i z oczu czytałem, jakby pytał "dlaczego". Towarzyszyłem do końca prezydentowi Adamowiczowi, jak odchodził na tej skrzynce. Wydawało mi się, że to trwało 15-20 minut. Później okazało się, że to były krótkie minuty - dodawał.
Świadek w zeznaniach dziwił się, że przez godzinę po zdarzeniu nikt nie pytał go o to, co widział, co zapamiętał. - Uświadomiłem sobie, gdy wracałem samochodem do domu, że cieszę się, że żyję - dodawał.
Sąd dopytywał o moment, w którym świadek zobaczył na scenie oskarżonego. - Ta osoba "tańczyła" na scenie. W taki sposób się poruszał. To były ruchy górowania nad czymś, zdobycia czegoś - powiedział świadek.
Właściciel sklepu: Nie zapamiętałem go, ale znalazłem paragon
Sąd przesłuchał również drugiego świadka, właściciela sklepu, w którym Stefan W. kupił nóż przed zabójstwem.
- Nie zapamiętałem go, nie sposób zapamiętać wszystkich twarzy, które przychodzą do sklepu. Udało mi się znaleźć paragon, kiedy został zakupiony nóż. Z tego, co pamiętam, nóż został kupiony parę dni przed zdarzeniem - zeznawał świadek.
Według niego "jakość noża nie była dobra". - To chińska podróbka noża taktycznego. Ludzie kupują ją do surviwalu, do chodzenia po lesie. Nóż kosztował ok. 80 zł, a oryginalny nóż kosztuje ok. 600 złotych.
Świadek zeznawał, że nie prowadzi ewidencji osób, które kupują noże, bo nie jest to wymagane. - W sklepie stacjonarnym sprzedałem 6 sztuk takiego noża, a w sklepie internetowym - 11 - dodawał.
"Całkowita bierność" Stefana W.
Stefan W. w trakcie rozprawy nie wypowiedział żadnego słowa. Po przesłuchaniu świadków obrońca Stefana W., adwokat Marcin Kminkowski złożył wniosek o dopuszczenie dowodu z opinii biegłych psychiatrów, co do stanu psychicznego jego klienta. Sąd po kilkunastominutowej przerwie przychylił się do wniosku obrońcy i zarządził sporządzenie opinii. - Sąd dopuścił dowód z opinii biegłych dwóch psychiatrów na okoliczność ustalenia aktualnego stanu zdrowia. Tym samym pozawala na udział oskarżonemu w postępowaniu - ogłosiła sędzia Aleksandra Kaczmarek.
Zdaniem sędzi, "zachowanie oskarżonego polegające na braku reagowania na pytania sądu, całkowita bierność, sygnalizowane przez obrońcę trudności nawiązania kontaktu z oskarżonym, budzą wątpliwości, co do jego aktualnego stanu zdrowia psychicznego i zdolności udziału w rozprawie - tłumaczyła sędzia.
I dodawała, że "zachowanie oskarżonego jest na tyle atypowe, że wymaga zasięgnięcia opinii, czy może brać udział w postępowaniu. Nie wpływa to na bieg postępowania, oskarżony ma obrońcę, więc nie ma przeszkód, żeby nadal procedować".
Kolejna rozprawa 11 kwietnia
W grudniu ub. roku prokuratura skierowała do Sądu Okręgowego w Gdańsku akt oskarżenia przeciwko Stefanowi W., którego oskarżono o dokonanie zabójstwa w zamiarze bezpośrednim w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie, a także o popełnienie przestępstwa zmuszania innej osoby do określonego zachowania. Obu przestępstw oskarżony dopuścił się w warunkach powrotu do przestępstwa. Za to przestępstwo Stefanowi W. grozi nie mniej niż 12 lat, 25 lat lub dożywotnia kara więzienia.
W opinii biegłych, gdy wszedł na scenę WOŚP i zaatakował nożem Pawła Adamowicza miał ograniczoną poczytalność. Może to wpłynąć na wysokość kary więzienia. Sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary.
W trakcie pierwszej rozprawy, która odbyła się 28 marca w SO w Gdańsku, sąd odczytał jego wyjaśnienia z postępowania przygotowawczego.
Stefan W., jak wynikało z odczytanych wyjaśnień, wielokrotnie zmieniał wersje, a pytany o konkretne osoby, rzekomo zamieszane w zabójstwo, zasłaniał się tajemnicą. Śledczym tłumaczył też swoje poglądy polityczne. Wyjaśniał również, że był źle traktowany w więzieniu, gdy odbywał karę za rabunki na banki. Twierdził, że w więzieniu był pomawiany o napady i podtruwany przez personel placówek. W prokuraturze opowiadał też o swoim wyjeździe do Warszawy przed Pałac Prezydencki, ale jak twierdził, nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Kolejny termin wyznaczono na 11 kwietnia br.