W odtajnionych przez prokuraturę zeznaniach były wspólnik Marka FalentyMarcin W. opowiadał m.in. o swoich rzekomych przyjacielskich relacjach z Grzegorzem Napieralskim, przewodniczącym Sojuszu w latach 2008-11 i kandydatem tej partii na prezydenta w roku 2010. - Zwróciłem się w związku z tym do Grześka Napieralskiego, którego poznałem dość blisko gdzieś w 2013 r. Poznały się też nasze żony. Byliśmy razem na wakacjach w hotelu (...) pod Rawą Mazowiecką w większym gronie. On wielokrotnie pożyczał ode mnie pieniądze. Nie oddawał ich. Nie mam żadnych do niego o to pretensji. Nie oczekiwałem ich zwrotu - opowiadał śledczym W.

Reklama

- Nie mam na to żadnych potwierdzeń. Też w 2013 r. lub 2014 r. powiedziałem mu o tych moich problemach z poseł B. (Anną Bańkowską). On powiedział, że mi ją "spacyfikuje", ale muszę przelać na konto fundacji "Harfa Dzieciom", w której to na harfie grały jego córki bądź córka, kwotę 30 lub 20 tys. zł - zeznawał. - Ja dokonałem takiego przelewu z rachunku firmowego SkładówWęgla.pl lub z MM Group. Po tym B. przestała się nas czepiać i nie rozmawiałem już z nią. G. N. nie mówił mi potem, czy to załatwił, czy nie, jednak ja przy jakiejś okazji podziękowałem mu za to. Przecież byliśmy przyjaciółmi do "mojej ostatniej złotówki", jak to się mówi - przekazał Marcin W.

"Pójdę z nimi do sądu"

O tę sprawę pytany był w piątek w Radiu Zet poseł Koalicji Obywatelskiej i dawny lider SLD Grzegorz Napieralski. - Pójdę z nimi do sądu. O to, że szargają moje dobre imię. Ja w tej sprawie byłem przesłuchany w 2019 r. i gdyby było coś nie tak, to prokuratura ponownie zaprosiłaby mnie na przesłuchanie - powiedział Napieralski.

- Gdyby naprawdę było coś nie tak, to znając (tak) mściwego człowieka Zbigniewa Ziobrę, który przegrał ze mną dwa razy w sądzie, wiem że oni po prostu manipulują i dlatego idę do sądu, bronić mojego dobrego imienia - zapowiedział Napieralski. Poseł KO zapewnił, że zeznania Marcina W. na jego temat to całkowita nieprawda. - Nie zamierzam się tłumaczyć za gościa, który jest uznany przez prokuraturę i ministra sprawiedliwości za niewiarygodnego - podkreślił.

Zapewnił, że Marcin W. nie prosił go, aby "spacyfikował" posłankę Annę Bańkowską. Napieralski - jak mówił - nie był też z Marcinem W. w hotelu pod Rawą Mazowiecką razem z żoną, ani w Emiratach Arabskich, nie pożyczał też od Marcina W. pieniędzy. - Patrzę pani prosto w oczy: nie robiłem tego, o czym on mówi - zapewnił poseł KO. - Dlatego idę z nimi do sądu bo nie będą niszczyć mojego dobrego imienia - oświadczył.

Reklama

Poinformował, że w ramach zadośćuczynienia będzie się domagał 30 tys. od każdej osoby na WOŚP.

"Przecież oni wiedzą o mnie wszystko"

Polityk Koalicji Obywatelskiej odniósł się także do sprawy podsłuchów, jakie założono na jego telefonie za pomocą systemu Pegasus.

- To co zrobiły resorty siłowe tej władzy, kiedy zainstalowano mi Pegasusa w telefonie, gdzie przez ileś miesięcy, nawet nie wiem ile, byli w mojej sypialni, przy rozmowach z moimi dziećmi, na kolacji, na wyjściach, byli na rozmowach intymnych z moimi córkami, przecież oni wiedzą o mnie wszystko - mówił. - Ta władza może zniszczyć każdego tak, jak tylko chce. Dlatego, to co robił Ziobro przez ostatnie tygodnie, to są absolutne manipulacje. Dlatego też uważam, że powinna być komisja śledcza, która powinna wszystko wyjaśnić, co się działo w tamtym czasie - dodał.

Przyznał jednocześnie, że w tej kadencji taka komisja zapewne nie powstanie, ale "za rok może będzie". - Chętnie przed nią stanę i będę opowiadał, co wiem - zadeklarował.

Piotr Śmiłowicz