"System nadzoru nad szkołami polega na tym, że do szkoły przychodzi wizytator: ocenia ją według własnych kryteriów, zleca wprowadzenie programu naprawczego, potem stwierdza, czy przyniósł on efekt. Taki system okazał się nieskuteczny" - mówi Joanna Berdzik, koordynator MEN ds. zmian w nadzorze pedagogicznym.

Reklama

"Postanowiliśmy to zmienić. Wizytator będzie odpowiedzialny jedynie za ocenę" - dodaje. Będzie ona bardziej szczegółowa i przeprowadzona według określonych standardów. Wewnętrzną przeprowadzi dyrektor szkoły wraz z nauczycielami, zewnętrzną - wizytatorzy. Te dwie analizy pomogą dyrektorowi ustalić, gdzie są problemy, i to on będzie decydował o tym, jak je naprawić, korzystając np. z programu wsparcia. Obecnie wizytatorzy także współtworzyli programy naprawcze, a więc tak naprawdę kontrolowali sami siebie.

Już na przełomie października i listopada rozpocznie się ocena szkół na podstawie nowych zasad. Na początek zostaną jej poddani tylko ochotnicy. "Docelowo chcemy ocenić wszystkie szkoły tak, aby móc stworzyć ogólnopolski system informacji o jakości ich pracy. To pomoże znaleźć najczęściej popełnianie błędy, ale też tzw. dobre praktyki" - mówi Berdzik.

Pojawiają się jednak kontrowersje. Jak można porównać pracę elitarnego warszawskiego liceum z takim, które funkcjonuje na prowincji i boryka się z problemami finansowymi? "MEN powinno najpierw stworzyć taki program, aby wszystkie szkoły mogły zapewnić porównywalne warunki nauki. W innym wypadku nauczyciele i uczniowie zostaną podzieleni na lepszych i gorszych bez ich winy" - przekonuje Sławomir Kłosowski z PiS, były kurator.

Innego zdania jest Mirosław Handke, były minister edukacji. "Kategoryzacja szkół doprowadzi do rywalizacji i zmotywuje dyrektorów do podnoszenia jakości" - mówi. Podpowiada też, jak mógłby wyglądać program wspomagający: szkoły mogłyby np. liczyć na dodatkowe wsparcie finansowe, po to by zatrudnić lepszych nauczycieli lub zmniejszyć liczebność klas. "Za jakość edukacji odpowiadają przede wszystkim nauczyciele. By zmotywować ich do lepszej pracy, uzależniłbym też ich zarobki oraz możliwości awansu zawodowego od tego, jak została oceniona ich szkoła" - wskazuje Handke.