91-letnia pani Brygida z Radomia nie jest łatwą sąsiadką. Kiedy porusza się po mieszkaniu, głośno hałasuje. "Jest to uciążliwe, nie ma co ukrywać" - wzdycha jedna z sąsiadek w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Sąsiedzi wiedzieli jednak, że przyczyną szurania są problemy kobiety z chodzeniem. 91-latka używa do niego balkonika, czasem opiera się na krześle. W nocy stukot niesie się po całym bloku.
Wszyscy jakoś to znosili. Ale mieszkający pod kobietą prawnik postanowił ukarać staruszkę za hałasy. Najpierw próbował zwrócić jej uwagę, by zachowywał się ciszej. Ale kobieta miała go zignorować. Złożył więc skargę na policję, że 91-latka łamie ciszę nocną.
Mundurowi postanowili kobietę przesłuchać. Ta jednak nie chciała ich wpuścić do domu. Skierowali więc sprawę do Sądu Grodzkiego, a ten skazał staruszkę na karę nagany.
Od tej decyzji odwołał się wnuczek kobiety. Argumentuje, że balkonik i krzesło są podklejone filcem i bardziej nie da się już wyciszyć podłogi. A babcia musi się poruszać.
Sąd uwzględnił sprzeciw wobec kary. Przynał pełnomocnikowi kobiety, że faktycznie nie hałasuje ona celowo. "Nie można tu mówić o lekceważeniu przepisów prawa i przyjętych norm współżycia" - cytuje sędzię Karolina Romaniuk "Gazeta Wyborcza". Sąd uznał panią Brygidę za niewinną. Wyrok nie jest prawomocny.