Gdyby ziściły się prognozy ekonomistów, Obama stanie się symbolem nie tyle odnowy, co największej w historii interwencji rządu w wolny rynek.

Dwa biliony dolarów nie spadną z nieba. Trzeba je będzie pożyczyć sprzedając obligacje albo wyciągnąć rękę do Fed - banku centralnego USA. Najwyraźniej gospodarka amerykańska nie wytwarza już mechanizmów chronnych. Stanęła na równi pochyłej, a worki z dolarami mają zahamować zjazd po niej. Podobnie jak w początkach Wielkiego Kryzysu kapitalizm utracił zdolność do samoregulacji. Zła to wiadomość. Gdyby nawet dwa biliony powstrzymały tendencje spadkowe w Stanach Zjednoczonych, a tym samym poprawiły kondycję rynków światowych, wydźwięk propagandowy pomocy rządowej na taką skalę będzie fatalny. Pokaże ona, że promowana, tak przez Republikanów, jak i Demokratów, amerykańska wizja świata jest niewiele warta.

Reklama

Najpierw George Bush udowodnił w Iraku i Guantanamo, gdzie Amerykanie mają prawa człowieka, jeśli zostało zagrożone ich bezpieczeństwo. Teraz Obama pokaże, jak bardzo Ameryka jest przywiązana do wolnego rynku. Jeśli trzeba - a wielu uważa, że wcale nie ma takiej konieczności - łamie jego zasady w skali niewyobrażalnej dla innych państw. Pompuje publiczne pieniądze w banki i giełdę, byle Amerykanom żyło się równie dobrze, jak obecnie, a kraj dalej zarabiał, a nie pogrążał się w recesji.

Każdy ratuje się, jak umie. Nie sposób mieć o to pretensje, ale trudno teraz będzie przekonać Chiny, Rosję, Brazylię czy Arabię Saudyjską, by wymienić tylko bogatsze kraje kwestionujące prymat USA, do podążania ścieżką demokracji i liberalizmu. Złośliwi mogliby powiedzieć, że nie ma już liberalizmu. Pożarł go Lewiatan amerykańskiego państwa arbitralnie wtrącającego się do gospodarki. Na szczęście nie jest to prawdą. Słabną jednak powody, by nadal wierzyć w efektywność amerykańskiego, czy szerzej zachodniego, modelu rozwoju. Rzucając dwa biliony na rynek, Obama uratuje zapewne gospodarkę USA, w czym można mu tylko kibicować. W dłuższej perspektywie podminuje jednak dominację Zachodu. To także trzeba będzie wpisać do bilansu jego prezydentury.

Reklama