Dorota Łosiewicz: Co i rusz dochodzą do nas kolejne doniesienia o krzywdzie dzieci: pobiciach, gwałtach, morderstwach. Jak pani reaguje, gdy pani o tym słyszy?
Maria Kaczyńska: Z pewnością tak, jak każdy człowiek w takich okolicznościach - po prostu czuję przerażenie, że ktoś może tak postępować w stosunku do dziecka. Ze zgrozą słucham, że ktoś skatował niemowlę, bo mu przeszkadzał płacz dziecka, że inny zwyrodnialec gasił na dziecku papierosy. Takich ludzi karałabym najsurowiej.
Dzieci traktuje się czasem jak przedmioty lub rozładowuje się na nich własną agresję. Nie można tego nawet nazwać zezwierzęceniem, bo zwierzęta troszczą się o swoje maleństwa i czule się nimi opiekują. Dzieci trzeba kochać i muszą one czuć, że są kochane. Jednak miłość nie wyklucza konieczności wychowywania, wpajania zasad, stosowania z rozsądkiem nakazów i zakazów. Rodzice muszą być dla dzieci autorytetem, by te prawidłowo się rozwijały.

Co złego stało się w Polsce, że aż tylu dzieciom dzieje się krzywda?
To nie tylko problem Polski. Często słyszymy także dramatyczne doniesienia ze świata. Jeśli zaś chodzi o skalę zjawiska, nie mam pewności, czy teraz takich przypadków jest więcej, czy po prostu są one bardziej nagłaśniane niż kiedyś. Przypadki, o których donoszą media, są niezwykle drastyczne. Z pewnością jest to wynik nawarstwiania się wielu problemów społecznych. Jednym z nich jest nadużywanie alkoholu, a nawet alkoholizm wśród kobiet. Te kobiety często mają problemy emocjonalne, są zagubione. Może były zbyt młode, by zostać matkami. Może zostały pozostawione same sobie. Zdarza się, że są bez pracy, często brak im środków do życia. Problem dotyczy jednak nie tylko młodych matek, ale i kobiet dojrzałych.

Jak temu zaradzić?
Dobrze byłoby stworzyć jeden numer telefonu SOS dla dzieci, przeznaczony tylko dla takich przypadków. Każdy mógłby zadzwonić, jeśli będzie widział, że dzieje się coś złego. W małych miejscowościach, gdzie najczęściej dochodzi do najdrastyczniejszych przypadków maltretowania dzieci, ludzie mogą się np. bać zemsty sąsiadów. Wtedy można by reagować szybciej - zanim dziecku stanie się krzywda, a nie wtedy, gdy jest już za późno.

Teraz nie reagują?
Przykłady pokazują, że nie do końca. Właśnie dzięki temu, że ludzie nie są obojętni, udaje się niektóre dzieci uratować. Pamiętam, że kiedyś młody człowiek wyrzucając śmieci, usłyszał płacz, którym się zainteresował. Nie zignorował tego - znalazł tam noworodka i udało się ocalić jego życie.

Co więc każdy z nas może zrobić?
Obok sprawnie działających instytucji najważniejsza jest ludzka wrażliwość i pomoc. Nie wolno być obojętnym na cudzą krzywdę. Nie wolno nam być głuchym na nieszczęście innych. Nie należy oczywiście podsłuchiwać pod drzwiami czy zaglądać sąsiadom do garnka. Jeśli jednak ktoś wie, że w rodzinie obok dzieje się coś złego, że dziecko jest maltretowane, nie można tego zlekceważyć. I trzeba reagować. Trzeba informować policję czy straż miejską lub opiekę społeczną. Sama nie potrafię przejść obojętnie, gdy dziecku dzieje się krzywda. Mój mąż też zawsze reaguje. Pamiętam nocną podróż samochodem. Choć bardzo nam się spieszyło, zawróciliśmy, gdy zauważyliśmy na pustej drodze, z dala od zabudowań, mężczyznę prowadzącego małe dziecko. Na szczęście okazało się, że ta interwencja nie była potrzebna.

Kiedy powinniśmy interweniować, a kiedy jeszcze się wstrzymać, uznając, że to sprawa rodzinna?
Powiedzmy, że klaps w supermarkecie to jeszcze za mało, by informować o tym policję. Natomiast gdy widzimy, że ktoś pastwi się nad dzieckiem, stosuje w sposób widoczny przemoc, powinniśmy działać. Po prostu interesujmy się bliźnimi. Żyjemy w społeczeństwie - bądźmy więc za siebie odpowiedzialni. Zainteresujmy się, gdy dziecko płacze, gdy samo chodzi po ulicy. Nie bądźmy głusi. Nie dystansujmy się od tego, co nas otacza. Oczywiście, żadna ustawa nas nie zobowiąże do wrażliwości. Wszystkiego nie da się zadekretować.

Wkrótce na łamach "Faktu" głos w sprawie wychowania i troski o dzieci zabiorą m.in. Joanna Kluzik-Rostkowska i Katarzyna Piekarska.


















Reklama