Magdalena Rigamonti: Będzie wojna?
Anda Rottenberg: Jest taka społecznie zakodowana zasada, że jak się zaczyna mówić o wojnie, to ona będzie. Jestem za stara na to, żeby gdzieś uciekać, szukać szczęścia w Nowej Zelandii czy Vancouver. Spędziłam ostatnie 10 miesięcy w Berlinie, w Instytucie Studiów Zaawansowanych, w międzynarodowym towarzystwie. Rozmawialiśmy, gdzie się schronimy, kiedy już ta wojna wybuchnie. Jedni mówili, że uciekną tam, inni że gdzie indziej, ktoś też powiedział, że był taki Brytyjczyk, który czuł nadciągającą wojnę i kupił sobie wyspę na Pacyfiku, żeby spokojnie przeczekać – była to jedna z Wysp Midway, gdzie w 1942 r. rozegrała się legendarna bitwa. Więc po co się wygłupiać? Zostaję, nigdzie nie uciekam. Ale sporo wiem, zajmuję się sztuką wobec wojny, siłą rzeczy czytam dużo książek, które analizują różne sprawy związane z tym, czym jest wojna. Na początku pobytu w Berlinie powiedziałam jednej profesorce prawa, że może należy spojrzeć wstecz, nie 20, nie 80, lecz 1500 lat, kiedy zaczęła się kształtować cywilizacja Europy. Szły ludy ze Wschodu, aż doszły i podbiły Rzym, bogaty, zepsuty, taki jak dzisiejsza Europa. Patrzyła na mnie, jakbym zwariowała. A ja wiem, że nie zatrzyma się ludzi chcących znaleźć sobie miejsce do życia.
Teraz mówi pani o uchodźcach i imigrantach?
To jest konsekwencja. Jeśli w Europie wybuchnie wojna, to nikt jej nie wygra. Od jakiegoś czasu mam takie myślenie, może to natręctwo, ale jadę na rowerze, widzę, jak jest ładnie, jak się fajnie zrobiło, jak dobrze wyglądają ulice, ile to wysiłku kosztowało przez te 70 lat od wojny i że to się wszystko zmarnuje. W jeden dzień się zmarnuje. Tu za moim oknem rośnie klon, sięga II piętra, ja jestem na IV. I nie wiem, czy doczekam aż urośnie. Pytała pani o wojnę. Na naszych obszarach wojny nie było przez ponad 70 lat. Otwieraliśmy się na innych, globalizowaliśmy, byliśmy jedną wielką, zhumanizowaną rodziną, teraz pochylamy się nad katowanymi zwierzętami i nawet karzemy ludzi za to, że biją psy. Staliśmy się wydelikaceni i wrażliwi... A tak naprawdę to taki cienki, kulturowy lukier. Już widać, że nie jesteśmy żadną rodziną i wszyscy nagle zaczęliśmy się czuć zagrożeni. Okazuje się, że trzecie pokolenie, a właściwie prawie czwarte, które II wojnę światową traktuje tak samo, jak np. wojnę napoleońską, nie wie, jak ma skanalizować swoją frustrację, więc gloryfikuje wojnę. I wcale nie mówię tylko o Polsce, bo radykalizują się narodowo wszystkie kraje. U nas to ćwierćwiecze demokracji pozbawiło ludzi wstydu. Już nikt się nie wstydzi, że ma ciasne myślenie, że jest niewyedukowany, że jest nacjonalistą, a wręcz przeciwnie, mówi o tym głośno. A mówi o tym głośno, bo jest na to przyzwolenie ze strony władzy. Oczywiście można przymknąć oczy i zachowywać się tak, jakby tego nie było. Jednak jak się troszeczkę zna historię, to widzi się analogie... Niemcy co prawda się zdenazyfikowali, każde kolejne pokolenie jest uczone tego, jak zły był nazizm, uczone jest życia w tolerancji, ale dotyczy to przede wszystkim zachodnich landów.
Tak jest zdenazyfikowane, że traktuje nazizm jako coś abstrakcyjnego, co nie dotyczy ich kraju, dziadków i pradziadków.
To prawda. Ale w nowych landach działają ruchy neofaszystowskie, silna jest Pegida. Lecz ruchy nacjonalistyczne, faszystowskie obserwuje się w całej Europie i nikt im nie stawia tamy. Nikt.
Elity powinny.
Ja bardzo przepraszam, to znaczy, co my mamy zrobić?
Coś, a nie tylko ględzić.
Ależ nie ględzimy. Marsze KOD-u są co prawda beznadziejne, nie widzę światełka w tunelu, ale też nie wypada nie pójść, bo nie ma alternatywy. Chciałabym usłyszeć jakąś pozytywną ofertę, ale nie słyszę. Za to wszyscy słyszymy, że w Polsce jest demokratycznie legalnie wybrany rząd i może robić co chce. Hitler też został demokratycznie wybrany, tylko że zaraz potem wprowadził dyktaturę.
Porównuje pani Jarosława Kaczyńskiego do Hitlera?
Nie, mówię o mechanizmach. W Turcji mamy Erdogana, który po jakimś nieznanym nikomu ze szczegółów puczu wprowadził daleko posunięte restrykcje. W Austrii demokratyczne wybory może wygrać nacjonalista. W Rosji odezwała się imperialna duma narodowa. I o czym pani myśli, mówiąc, żeby grupa kilkuset osób w Polsce coś zrobiła, a nie tylko ględziła? Każdy intelektualista, artysta i twórca ma ego jak stąd do wieczności.