Trwa ładowanie wpisu

Ja byłam od Jarka. Nie od Leszka. Jarek śmiał się, że bratu mnie tylko wypożyczył. Miał rację. To Jarek dał mi szansę w polityce - mówi Kluzik-Rostkowska dziennikarce.

W wywiadzie dla "Newsweeka" posłanka wspomina moment dojścia PiS do władzy i kulisy wyboru Kazimierza Marcinkiewicza na premiera: Został premierem wyciągniętym z kapelusza. Według mnie odbyło się to tak. Wygraliśmy - ku zdziwieniu wszystkich - wybory parlamentarne i Jarosław Kaczyński jako szef zwycięskiej partii powinien był zostać premierem. Ale nierozstrzygnięte jeszcze były wybory prezydenckie między Lechem a Donaldem Tuskiem i istniała obawa, że Polacy nie zagłosują na brata premiera. Lechu gotów był je przegrać, byleby tylko Jarek został premierem i odwrotnie: Jarek oddałby wszystkie stanowiska za to, żeby Lech został prezydentem. Zadecydował jak zwykle Jarosław. I zawisło pytanie, kogo mianować na stanowisko premiera. Potrzebny był ktoś, kto nie zagrozi braciom i pogodzi się z rolą wykonawcy ich poleceń. Padło na Marcinkiewicza. Uległ tabloidom. Omotały go. Ale miał zalety - był otwarty i potrafił łączyć różne nurty - mówi Kluzik-Rostkowska.

Posłanka, mówiąc o ostatniej kampanii prezydenckiej, ujawniła że straciła zaufanie prezesa PiS, gdy na jaw wyszły pewne badania.

Reklama

Sondażownia SMG/KRC zrobiła badania. Pokazała kilku potencjalnych kandydatów, w tym mnie. Adam Hofman poszedł z tymi badaniami do Jarka. "Joasia - zadzwonił ktoś do mnie - ty grasz z Hofmanem. Chcesz być kandydatką?". Czego? Nie wiedziałam, o co chodzi. Bo nikt mi o tych badaniach wcześniej nie powiedział. "No co wy, oszaleliście?!". Jarek te badania, bardzo to dziwne, potraktował całkiem poważnie. Odkryłam to kilka miesięcy później. I uznał, że mam ambicje polityczne. A jeśli mam, to mogę mu mącić. Co było totalną bzdurą. Mnie do głowy by nie przyszło, żeby walczyć z Jarosławem o PiS - relacjonuje była szefowa sztabu wyborczego PiS.

Reklama

Torańska zapytała też Kluzik-Rostkowską o ustawki Jarosława Kaczyńskiego z dziećmi Marty. (...)Były po to, by pokazać, że Jarek nie jest samotnym człowiekiem. Od razu po katastrofie nie był, a teraz znowu jest. Odizolowany od świata, od lat wożony przez kierowców, trudno nawiązuje relacje kumpelskie. Spotyka ludzi wyłącznie tych, których chce, i na swoich warunkach. Jarek - mówiłam mu uczciwie - idziemy w górę, ale miejmy świadomość, że gramy o dobry wynik, który będzie trampoliną do kampanii samorządowej i potem parlamentarnej. Jemu świat podzielił się na ludzi, którzy go lubią, i ludzi, którzy nie lubią. I to, co mu dawał Lech, to był kontakt z powszedniością. On mu przybliżał codzienność, miał żonę, przyjaciół, córkę z jej przyjaciółmi i różne perypetie życiowe. Zobaczyłam to dopiero, jak Jarek został sam. Wcześniej widziałam inną relację - Jarosława popychającego Lecha do polityki.

Trwa ładowanie wpisu