Senator pisze na blogu, że sam miał wówczas okazję wyjazdu do Smoleńska, ale nie skorzystał.

Bo widok grona bijących się o miejsca na wyjazd pisowskich działaczy, w zdecydowanej większości traktujących tę eskapadę jako kolejną okazję do "zapunktowania" u Prezesa, skutecznie mnie odstraszył. Jechali więc owi działacze w większości - moim zdaniem - z politycznej kalkulacji, a nie z patriotycznego żaru. Trudno się więc dziwić, że smoleński dramat nie rozpalił ich do czerwoności - uważa Libicki.

Reklama

>>>Tutaj możesz przeczytać cały wpis Jana Filipa Libickiego.

Senator pisze, że próbował bardziej "sprawę rozświetlić" i rozmawiał z jednym z uczestników wyjazdu do Katynia podróżującym razem z posłami PiS.

Reklama
To tu posłowie PiS mieli zjeść "obiad smoleński" / shafran67.ru

Człowiek ten był wtedy dość roztrzęsiony, ale udało się ustalić, że miejscem owej nieszczęsnej, sławnej już biesiady była najprawdopodobniej smoleńska restauracja Szafran. Obiad składał się z 3 dań, a na deser podano coś, co w swym składzie posiadało truskawkową galaretkę. Między stołami licznie uwijali się kelnerzy, a panującą atmosferę rozmówca mój określił - jeśli go dobrze rozumiem - jako smętną, ale nie dramatyczną - czytamy na blogu Libickiego.

>>>Migalski: Co robili posłowie PiS w Smoleńsku? Jedli obiad

Senator dodaje, że po posiłku wszystkich zapakowano w autokar i szybko odwieziono na dworzec kolejowy. W pociągu zaś Antoni Macierewicz - wedle opinii mego rozmówcy - zaczął "przejmować" partię - pisze Libicki.

Nie kwestionuję, że poważna część parlamentarzystów PiS mogła być w traumie, ale moim zdaniem - nie większość. Wedle relacji było tam zaś około 100 pisowskich posłów i senatorów. Że większość z nich nie była w szoku świadczy po pierwsze sam fakt spokojnego konsumowania obiadu miast pilnowania rosyjskich ekip ratunkowych, którym - jak mówią - od początku nie wierzyli - dodaje senator.

Reklama

Libicki odnosi się też bardziej szczegółowo do postawy samego Antoniego Macierewicza.

Nie krytykuję go. Więcej nawet - świetnie go rozumiem. Bo życie i polityka nie znosi próżni (...) za naturalne uważam ewentualne rachuby Antoniego Macierewicza na przejęcie PiSu - pisze Libicki.

Polityk przyznaje, że pisze to wszystko, bo gdy czyta zawodzenia tak zwanych "mediów tożsamościowych" jak to nie pozwolono Polakom odpowiednio długo przeżywać żałoby i zestawia je z przytoczoną powyżej relacją, to jest zażenowany.

Bo w tą permanentną żałobę i słynne smoleńskie błoto wierzy z pewnością jakaś część odbiorców tych mediów. Czy ich twórcy? Nie mam pewności. A już na pewno nie ci, którzy z tego wszystkiego mają najwięcej - bo wprost czerpią z tego realne, polityczne profity. I w tym sensie smoleński obiad jest tu dobrym przykładem. Bo choć przykład to skromny, to przy jego pomocy zjawisko to staje się - by znów zacytować samego Prezesa - najoczywistszą oczywistością - kończy swój wpis Libicki.