Sąd orzekł, że zatrzymanie byłego szefa MSWiA było bezzasadne i nieprawidłowe, bo nie ma dowodów, że Kaczmarek chciał zacierać ślady. Do tego prokuratura zwlekała z przesłaniem sądowi skargi obrońców Kaczmarka. A to, zdaniem sądu, może wskazywać, że zatrzymanie byłego ministra mogło służyć innym celom niż dobro śledztwa. Dlatego teraz o tym wszystkim powiadomiono prokuraturę apelacyjną.

Reklama

Prokurator krajowy Dariusz Barski tłumaczy "Wprost", że prokuratura nie mogła wysłać wezwania na przesłuchanie Januszowi Kaczmarkowi, Jaromirowi Netzlowi i Konradowi Kornatowskiemu, bo wtedy uprzedziłaby ich, jakie chce im postawić zarzuty.

"Ci panowie byli podejrzewani o składanie fałszywych zeznań i mataczenie w śledztwie. Gdybyśmy przysłali wezwania, to zgodnie z prawem na drukach musiałyby się znajdować informacje, że są podejrzani, wraz z odpowiednim artykułem kodeksu karnego" - mówi Barski. I dodaje, że wtedy podejrzani mieliby czas na uzgodnienie zeznań.

Niemniej dzisiejsza decyzja sądu - prawomocna i niepodlegająca zażaleniu - to pierwsze poważne zwycięstwo w wojnie Kaczmarek-Ziobro. Sam Kaczmarek nie przyjechał dziś do sądu - reprezentowali go obrońcy, mec. Wojciech Brochwicz oraz mec. Krzysztof Stępiński.



Na orzeczeniu suchej nitki nie zostawiła warszawska Prokuratura Okręgowa. Marzanna Mucha-Podlewska podkreśliła, że sąd rozpatrując zażalenie pominął zarzut mataczenia i nakłaniania do składania fałszywych zeznań, jaki postawiono Kaczmarkowi.

Stwierdziła, że po zapoznaniu się z uzasadnieniem postanowienia, prokuratura dostrzega liczne mankamenty w "rozumowaniu sądu". Mogą one świadczyć - jej zdaniem - że "są konsekwencją niedostatecznie wnikliwego zapoznania się przez sąd ze zgromadzonym w aktach śledztwa materiałem dowodowym".

Reklama

"Ponadto uzasadnienie postanowienia zawiera niczym nieuzasadnione stwierdzenia sądu świadczące o jego braku bezstronności przy rozpoznawaniu tego zażalenia, jak również o wykroczeniu przez sąd poza granice zakreślone przepisami prawa" - dodała pani prokurator.

Powiedziała także, że na dokumencie z postanowieniem sądu znajduje się data 7 września, podczas, gdy zażalenie Kaczmarka było rozpatrywane 6 września. "Jeżeli sąd się pomylił w takiej kwestii, to również nie można wykluczyć, że sąd pomylił się co do innych zagadnień" - podkreśliła Mucha-Podlewska.

W dobrym humorze za to byli obrońcy. "Jestem bardzo zadowolony z decyzji sądu. Nie wiem jeszcze, czy Janusz Kaczmarek będzie się starał o odszkodowanie" - mówił dziennikowi.pl mecenas Brochwicz. Jednak zaraz potem przywołuje przykład byłego ministra skarbu Emila Wąsacza, który kilka dni temu wywalczył sobie przed sądem odszkodowanie za 11 godzin spędzonych w prokuraturze.

Reklama

Kaczmarek zapowiadał w sobotę, że poskarży się także na decyzję o wyznaczeniu wobec niego 100 tysięcy złotych poręczenia majątkowego. "Nie mam takich pieniędzy" - tłumaczył. Ale na razie zażalenia nie złożył.

Jednak i Kaczmarek, i jego obrońcy mają świadomość, że dzisiejsza decyzja sądu nie ma znaczenia dla toczącego się przeciwko byłemu ministrowi postępowania karnego. Ale może to być za to ważny argument, gdyby były szef MSWiA zdecydował się skarżyć do sądu organy państwa.

Na Kaczmarku ciąży zarzut składania fałszywych zeznań i nakłaniania do tego byłego szefa policji Konrada Kornatowskiego. Wszystko ma związek ze sprawą przecieku o akcji CBA w resorcie rolnictwa. Polityk nie przyznaje się do winy.