Zobacz: relacja z kampusu na żywo

Zobacz: film z zamachu nagrany przez studenta telefonem komórkowym
Zobacz: film telewizji SkyNews z miejsca strzelaniny


Reklama


29 rannych trafiło do szpitala. Jedna osoba jest w stanie krytycznym.

Strzały padły w dwóch budynkach uniwersytetu Virginia Tech. Najpierw w akademiku, a potem w budynku na drugim krańcu kampusu. W akademiku zginęły dwie osoby. Ale policjanci nie są wciąż pewni, czy obie strzelaniny miały ze sobą coś wspólnego.

"Ustaliliśmy wstępnie tożsamość zamachowca, ale nie możemy podać żadnych szczegółów" - poinformowali śledczy. Dodają, że cały czas szukają osoby, która miała związek z pierwszą strzelaniną. Niewykluczone więc, że na uniwersytecie strzelało dwóch napastników. Jednak policja nie chce ani potwierdzić tej wersji, ani powiedzieć, kim był zamachowiec.

Reklama

Ustawiał pod ścianą i mordował

Druga strzelanina rozpoczęła się dwie godziny po pierwszej. Gdy policjanci sprawdzali akademik, kilkaset metrów dalej rozległy się strzały.

Świadkowie opowiadali, że zamachowcem był młody mężczyzna, Azjata, w wieku około 20 lat. Jak twierdził jeden z wykładowców, napastnik wystrzelił od 40 do 50 razy. Miał długą broń automatyczną, strzelbę i dwa pistolety.

Reklama

Zamachowiec zablokował łańcuchami drzwi, tak by nikt nie mógł uciec z budynku, i ruszył na polowanie. Pociągał za spust bez ostrzeżenia. W jednej klasie zabił osiem osób. Niektórych stawiał pod ścianą i rozstrzeliwywał. Nie odezwał się nawet słowem. Tam, gdzie studenci zdążyli się zabarykadować, strzelał przez drzwi.

Na uniwersytecie wybuchła panika. Policjanci próbowali łapać przerażonych studentów, rzucać na ziemię, ściągać z linii ognia.

Zabijał zazdrosny chłopak?

Wciąż nie wiadomo, dlaczego mężczyzna zaatakował studentów. Plotki na ten temat trafiły już jednak do internetowych blogów.

"Rozmawiałem kilka minut temu z administratorem z Virginia Tech. Mówi się w kampusie, że to mężczyzna, który nie jest studentem, pokłócił się ze swoją dziewczyną w akademiku, zastrzelił ją, a później ruszył na szalone zabijanie" - pisze internauta o nicku Jozef na blogu w serwisie Reason.com.

Zamachowiec zastrzelił się, gdy w jednym z budynków osaczyli go policjanci.

Jest to najtragiczniejsza strzelanina w amerykańskim kampusie. "Jestem przerażony" - powiedział prezydent USA George W. Bush na wieść o tym dramacie. "Uniwersytet dotknęła tragedia o monumentalnych rozmiarach" - przyznał przybity rektor Charles Steger.

Wyskakiwali z okien

Gdy tylko padły strzały, uniwersytet ostrzegł studentów na swoich stronach internetowych: nie wychodźcie z budynków, nie zbliżajcie się do okien!

Niektórzy nie słyszeli strzałów, bo głośno słuchali muzyki w pokojach. Niektórzy zaskoczeni wychodzili na korytarze. Kilka osób w panice wyskoczyło z okien. Dziewczyna, która spadła z wysokości kilku metrów, jest nieprzytomna. Inni się połamali.

"Zapanowało wielkie zamieszanie. Nikt nie potrafił powiedzieć, co tak naprawdę się dzieje" - opowiadał 19-letni Jason Anthony Smith, który siedział w swoim pokoju w akademiku, gdy rozległa się kanonada.

Studenci pozamykali drzwi na klucz. "Siedzieliśmy na podłodze, z dala od okien" - relacjonowała telewizji CNN studentka Madison Van Duyne. "Pozamykaliśmy się w pokojach i przez internet próbowaliśmy się dowiedzieć, co się dzieje" - mówił inny student.

To nie pierwsza strzelanina na tej uczelni

Niecały rok temu na tej samej uczelni także padły strzały. W sierpniu 2006 roku, w dniu rozpoczęcia nauki, na terenie kampusu ukrył się uciekinier z więzienia. W pobliżu uniwersytetu zginął wówczas zastępca miejscowego szeryfa.

W ubiegłym tygodniu w piątek ktoś powiadomił władze uczelni, że na terenie kampusu jest bomba. Zajęcia odwołano, policja przeszukała wszystkie budynki. Ładunku nie znaleziono.