Oskarżeni nie składali długich wyjaśnień. Ograniczyli się jedynie do krótkich oświadczeń, że musieli zabić półtorarocznego misia, bo ten ich zaatakował. Twierdzą, że bali się o własne życie i działali w stanie wyższej konieczności.
"Niedźwiedź przewrócił mnie na ziemię, a kolegę ugryzł w nogę" - powiedział sądowi Dariusz S. I dodał, że to właśnie wtedy miał w oczach śmierć.
Ale lekarze są innego zdania. Według nich, rany, jakie odnieśli w spotkaniu z misiem turyści, były dla nich zupełnie niegroźne. Także strażnicy Tatrzańskiego Parku Narodowego nie wierzą, że półtoraroczny niedźwiadek mógł zagrozić ich życiu.
"Nigdy wcześniej na terenie TPN nie było podobnego przypadku" - zeznał komendant straży TPN Jarosław Rabiarz. "Ten mały niedźwiedź nie był w stanie zaatakować ludzi" - zapewnił.
Przedstawiciel organizacji ekologicznej WWF Paweł Średziński dodał, że "niedźwiedź nie atakuje nieprowokowany przez człowieka". "Przy spotkaniu z niedźwiedziem człowiek powinien się wycofać" - mówi. Tymczasem oskarżeni turyści, gdy zobaczyli młodego niedźwiadka, zaczęli go karmić kanapkami.
Według śledczych, tuż po tym turyści obrzucili niedźwiadka kamieniami, a później utopili.
Trójce turystów grożą nawet dwa lata więzienia. Bo zakopiańska prokuratura oskarżyła ich o to, że "wspólnie i w porozumieniu, na terenie objętego ochroną Tatrzańskiego Parku Narodowego, pozbawili życia niedźwiedzia brunatnego, pozostającego pod ochroną gatunkową". A tym samym spowodowali istotną szkodę w świecie zwierzęcym.