Andrzej Gąsiorowski ścigany jest za przywłaszczenie 71 milionów złotych ze spółki Art-B. Ale jeszcze niedawno ciążył na nim zarzut wyprowadzenia z polskiego systemu bankowego 420 milionów złotych. Sprawa ta jednak już się przedawniła, a pierwsza przedawni się w 2016 roku. Być może dlatego Gąsiorowski odważył się przyjechać do Polski.
Będę się bronił w sądzie – zapowiada w rozmowie z "Gazetą Wrocławską". Jak twierdzi, do Polski przyjechał, by stawić czoła zarzutom. Zapewnia, że nie będzie w kraju otwierać kolejnego biznesu.
Afera Art-B w 1991 roku wstrząsnęła całą Polską. Firma handlująca niemal wszystkim – od kawy i herbaty, przez sprzęt RTV, po auta i dzieła sztuki – to było nic innego jak finansowy oscylator, za pomocą którego jedne i te same pieniądze Andrzej Gąsiorowski i jego wspólnik Bogusław Bagsik wkładali do różnych banków, oprocentowując je po kilkadziesiąt razy. Bagsik został schwytany w Szwajcarii i odsiedział wyrok, Gąsiorowski ukrywał się w Izraelu.