Dziennikarka opisała całą historię na Facebooku.
Jest godz. 1 w nocy. Wypiłam jedno piwo, jechałam rowerem. Zatrzymały mnie dwie policyjne suki. O 0,1 promila przekroczyłam normę. Jadę na komendę na Wilczą 21. I co mam teraz zrobić? - pisała jeszcze z radiowozu.
Udało mi się rzutem na taśmę zatelefonować do Krystiana Legierskiego i szybko powiedzieć, gdzie jestem. Potem zabrali mi telefon, mówiąc, że nie mam prawa do nikogo dzwonić. Całą noc dziesięciu uzbrojonych policjantów z wyraźną satysfakcją zajmowało się obrażaniem i straszeniem trójki podchmielonych rowerzystów - mnie i dwóch chłopaków. Żadne z nas nie było ani pijane, ani agresywne. Chcieli nas wszystkich umieścić na izbie wytrzeźwień. (....)
Wanat utyskiwała na zachowanie i poglądy funkcjonariuszy.- Słuchałam komentarzy, że dziennikarze to kłamcy i jak sobie posiedzę w izbie wytrzeźwień, to zobaczę, co to jest prawdziwe życie. Dziesięciu policjantów z bronią, ja, dwóch łagodnych młodych warszawskich inteligentów i jeden Turek albo Pakistańczyk. Kiedy pytałam, dlaczego policjanci mówią do niego na "ty", popatrzyli na mnie jak na wariatkę. Ciekawe swoją drogą, ile przestępstw tej nocy popełniono w Warszawie. A po drugie - ciekawe, kto, na jakich szkoleniach i za ile pierze tym policjantom mózgi - bo to, co wygadywali na temat karania narkomanów i na temat związków partnerskich, powoduje, że włos się jeży na głowie.
Z relacji Wanat wynika, że na komisariat przyjechał po nią Legierski i został jej pełnomocnikiem. Po uzgodnieniu sprawy z prokuratorem, Wanat została zwolniona.
Sprawę zupełnie inaczej przedstawili policjanci. Zdaniem Mariusza Mrozka, rzecznika warszawskiej policji, w tym przypadku nie można mówić o "nieznacznym przekroczeniu normy" dopuszczalnej zawartości alkoholu we krwi. Rzecznik mówi "GW", że Wanat jechała niestabilnie, zagrażając zarówno bezpieczeństwu swojemu, jak i innych uczestników ruchu.
Badanie trzeźwości wykazało 1,1 promila alkoholu w organizmie. Policjanci twierdzą, że dziennikarka utrudniała sporządzenie stosownej dokumentacji i powoływała się na szereg znajomości, które dla policjantów miałyby oznaczać zwolnienie z pracy.