Anna Piotrowska: Ostatnio wiele się mówi o konieczności ograniczenia emisji dwutlenku węgla przez polskie zakłady. Czy nasz kraj w skali świata jest dużym graczem, jeżeli chodzi o emisję CO2? Czy nasze działania rzeczywiście mogą w jakimś stopniu poprawić ekologiczną sytuację całej planety?

Maciej Sadowski: Niewątpliwie należymy do światowej czołówki, choć jesteśmy średniej wielkości krajem. W latach 80. Polska była w pierwszej dziesiątce państw, które najwięcej emitowały CO2 Teraz jesteśmy w pierwszej dwudziestce.

Tuż obok Stanów Zjednoczonych czy Chin?

Wypuszczamy do atmosfery w sumie dziesięciokrotnie mniej CO2 niż Stany Zjednoczone, ale nie mamy się z czego cieszyć. Poza wielkimi trucicielami jak USA, Rosja czy Chiny, reszta dużych emitentów znajduje się na podobnym poziomie - a my jesteśmy wśród nich. W 2004 roku wyemitowaliśmy ok. 316 milionów ton gazów cieplarnianych.

W Europie z kim możemy się porównać?

Z Francją czy Hiszpanią - to są kraje, które mają emisję CO2 na poziomie podobnym do naszego.

W ostatnich miesiącach Komisja Europejska zażądała od nas zmniejszenia limitów emisji dwutlenku węgla - do poziomu 208,5 mln ton rocznie. Rząd obawia się, że to może spowolnić nasz wzrost gospodarczy, bo przedsiębiorstwa, które będą musiały ograniczyć emisję, staną się mniej konkurencyjne. Dlatego skierowaliśmy sprawę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Czy słusznie?

W tej kwestii jestem dosyć sceptyczny. Nasza pozycja przetargowa jest w tej chwili słaba. Dwukrotnie, w ramach protokołu z Kioto i traktatu akcesyjnego z Unią Europejską, zobowiązaliśmy się do redukcji emisji CO2. Mało tego. W tym roku zarówno minister środowiska, jak i prezydent zgodzili się, że Polska do roku 2020 r. ograniczy emisję dwutlenku węgla o 20 proc. I to nie w stosunku do roku, który przyjęto jako bazowy - 1988 - lecz do roku 1990, kiedy poziom emisji dwutlenku węgla był u nas o wiele niższy niż dwa lata wcześniej. Oznacza to de facto, że emisję CO2 w stosunku do roku bazowego musimy obniżyć nie o 20, ale o 40 proc.! To rzeczywiście ogromne obciążenie dla gospodarki. Jednak właśnie dlatego powinniśmy zacząć wprowadzać ograniczenia już teraz, a nie dopiero od 2012 roku - jak chce rząd. Inaczej nie zdążymy na czas.

Czyli w decyzjach rządu nie ma żadnej logiki?

Na pewno jest logika polityczna. Chodzi o to, by uspokoić przedsiębiorstwa, które nie chcą żadnych redukcji, bo oznaczają one dodatkowe koszty. Rząd woli mieć poparcie przedsiębiorstw niż Unii. Tyle że takie podejście do niczego nie prowadzi. Proszę zauważyć, że w każdym z krajów, które muszą redukować emisję, rząd bierze na siebie obowiązek pomocy firmom. Jak? Bardzo różnie, np. przez podatki, akcyzy. Natomiast u nas w ogóle się o tym nie mówi. Przedsiębiorstwa po prostu mają redukować emisję. Poza wszystkim myślę, że rząd tworzy sobie alibi. Jeżeli gospodarka zwolni, będzie na kogo zrzucić winę - na Unię, że wymusiła na nas ograniczenie emisji. Tymczasem, jak widać na przykładzie Wielkiej Brytanii czy Niemczech, redukcja emisji nie zakłóca wzrostu gospodarczego. Jedno drugiemu nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, redukcja CO2 poprawia efektywność energetyczną. Po prostu przedsiębiorcy lepiej pilnują zużycia energii, przez co zwiększa się konkurencyjność ich firm. Oczywiście na początku trzeba trochę zainwestować, lecz pozytywne skutki widać bardzo szybko.

Odchodząc od lokalnej polityki: czy ograniczenie emisji CO2 przez takiego średniego truciciela jak Polska wpłynie na zahamowanie efektu cieplarnianego?

Absolutnie nie, chociaż należymy do krajów europejskich, które w skali ogólnej coś znaczą. Redukować emisję powinny przede wszystkim największe z krajów rozwijających się: Indie, Chiny, Brazylia, Indonezja.

Tu nasuwa się pytanie: czy formułowane głównie w Europie wezwania do ograniczenia emisji CO2 nie są przez przypadek sposobem na podniesienie konkurencyjności w porównaniu z gospodarkami azjatyckimi czy południowoamerykańskimi? Europa ma nowoczesne technologie, jest przygotowana do ograniczenia emisji, zupełnie inaczej niż kraje rozwijające się...

To nie do końca prawda. Np. Chińczycy już walczą z nadmierną emisją, właśnie inwestując w technologie. Doskonale zdają sobie sprawę, że chcąc być potęgą gospodarczą, muszą poprawiać efektywność energetyczną. To znaczy, że chcą zużywać mniej energii na wyprodukowanie na przykład tony jakiegoś towaru niż dzieje się to obecnie.

A co ze Stanami Zjednoczonymi, które odmawiają ograniczenia emisji?















Amerykanie też pójdą po rozum do głowy - kiedy tylko odejdzie Bush. A to kwestia dwóch najbliższych lat. Amerykańscy analitycy już przestrzegają przed rosnącymi kosztami operacji wojskowych, m.in. w Iraku, które są związane ze zmianami klimatu. Jeżeli wydaje się książki o tym, że bezpieczeństwo narodowe jest zagrożone przez zmiany klimatu, Amerykanie wcześniej czy później podejmą decyzję o ograniczeniu emisji CO2. Schwarzenegger w Kalifornii już to zrobił.

Zatem chyba wszyscy na świecie zdają sobie sprawę z konieczności ograniczenia emisji?

Tak, tylko nie my... Kolejne proekologiczne inicjatywy powstają dziś w bardzo szybkim tempie. W protokole z Kyoto kraje rozwinięte zobowiązały się do zredukowania emisji CO2 o 5,5 procent do 2012 r. Ponieważ traktatu nie podpisały Stany, redukcja będzie niższa. Tymczasem UE zobowiązała się, że do 2020 r. ograniczy emisję o 20 proc. Jeżeli jednak inne kraje świata też obiecają zmniejszenie emisji, Unia dodatkowo wyśrubuje standardy - może nawet zechce obniżyć produkcję CO2 o 30 proc. Myślę, że trzeba się będzie liczyć z istotną redukcją w innych niż energetyka sektorach. W tej chwili ogromny nacisk kładzie się na transport drogowy i lotniczy. Unia chce wprowadzić od 2010 lub 2012 r. wymóg, by wszystkie firmy, których samoloty lądują w Europie, wykazywały redukcję.

Jak w przypadku samolotów można ograniczyć emisję CO2?
Poprzez odpowiednie procedury startu i lądowania, bo wtedy spala się najwięcej paliwa. Poprzez zmniejszanie obciążenia samolotów. Producenci konstruują także nowe, mniej trujące silniki. Podobnie jest w przypadku frachtu morskiego. Tutaj najważniejszy jest dobór odpowiednich tras oraz technologii, które napędzają statki. To samo z transportem drogowym. W Brukseli pod koniec czerwca odbędzie się konferencja przewoźników kolejowych na temat ich zobowiązań dotyczących ograniczenia emisji CO2. Jak widać, dużo się dzieje na poziomie biznesu, a nie polityki. Biznesmeni widzą interes w ograniczeniu emisji, bo oznacza to również zmniejszenie zużycia surowców.

Czy wszystkie wysiłki, które podejmujemy obecnie i będziemy podejmować w przyszłości, powstrzymają to, co dzieje się z klimatem?




Reklama

Globalnego ocieplania nie da już zatrzymać. Jeżeli teraz podejmiemy jakieś działania, rezultaty będą widoczne w połowie tego wieku, nie wcześniej. A zatem inny problem, z którym powinniśmy się obecnie uporać, to: jak dostosować się do tych zmian? Trzeba wyjaśnić rolnikom, strażakom, lekarzom, jak się zachować w obliczu katastrof, jakie ostatnio obserwujemy. Kilka tygodni temu w Łodzi podczas ulewnego deszczu zostało zalane całe miasto. Tego typu przypadki zaczynają się powtarzać i władze miejskie muszą mieć świadomość, że np. trzeba zwiększyć zdolność pochłaniania wody przez kanalizację. Jeśli ludzie tracą nagle dorobek życia, bo przyszła wielka woda, opady spowodowały zalanie domów czy gruntów, trzeba się zastanowić, w jaki sposób im pomóc. Może warto rozważyć uruchomienie jakiś kredytów, dotacji, bo wiadomo, że nie wszystkich stać na ubezpieczenie. Tylko żeby znaleźć rozwiązanie, trzeba o tym dyskutować. Po prostu nie ma innego wyjścia.


Prof. Maciej Sadowski jest klimatologiem z Instytutu Ochrony Środowiska, pełnomocnikiem dyrektora ds. współpracy międzynarodowej