Przede wszystkim należy koniecznie wyjaśnić zadziwiającą niemoc służb państwa - choćby organów skarbowych - wobec interesów ojca Rydzyka. W latach 2001 - 2005 wiele się mówiło o zastanawiających transakcjach i przepływach finansowych, które stanowiły podstawę funkcjonowania toruńskiego imperium. Ale nigdy nie podjęto żadnych działań na rzecz rzetelnego ich zbadania.

Nie wiem, skąd taki brak zainteresowania służb kontrolnych; słynna przecież jest sprawa chociażby zbiórki pieniędzy, z której dochód miał trafić na wsparcie Stoczni Gdańskiej, jednak nigdy tam nie dotarł. Co stało się z pieniędzmi słuchaczy? Nie wiadomo. W Toruniu słychać było również wiele historii o pieniądzach przynoszonych do ojca dyrektora w walizkach, z pominięciem bankowych kont.

Teraz powinna wreszcie zapanować jawność w sprawie finansowania tak wpływowych mediów, jak Radio Maryja czy Telewizja Trwam. Mam nadzieję, że pod rządami Platformy Obywatelskiej uda się wreszcie do tego doprowadzić. W ostatnich dwóch latach między rządem PiS a mediami ojca Rydzyka zawiązała się bowiem obustronnie korzystna symbioza - media faworyzowały rząd, zapraszały ministrów na antenę, a rząd ulegał wpływom ich dyrektora. Ministrowie PiS niemal nie schodzili z anten TV Trwam i Radia Maryja, w zamian za co zaprzyjaźnieni z tymi rozgłośniami ludzie znajdowali zrozumienie i miejsca pracy u Jarosława Kaczyńskiego.

Dziś jednak nadszedł kres tej symbiozy, bo trudno przypuszczać, by ojcowie redemptoryści chcieli zapraszać do swego studia ministrów rządu Donalda Tuska. To oczywiście będzie sporą stratą dla słuchaczy, bo przecież im więcej wiadomo o działaniach rządu, tym lepiej. Trudno jednak nie zauważyć, że ideologia kreowana przez Tadeusza Rydzyka znajduje się na przeciwległym biegunie wobec celów i zamierzeń PO. O tym, że nie da się ich pogodzić, świadczy już choćby brak życzliwości, kiedy przewodniczący Donald Tusk starał się w czasie kampanii wyborczej o wizytę w studiu.

Spodziewam się zresztą, że w miarę upływu czasu zaczną być ujawniane pewne fakty z działalności poprzedniego rządu, które pośrednio będą uderzać w media ojca Rydzyka. Bo współpraca między nimi i Prawem i Sprawiedliwością była na tyle ścisła, że mogła przekraczać granice nie tylko dobrego smaku, lecz i prawa. Wiadomo na przykład, że z toruńskiej rozgłośni płynęła inspiracja dla niektórych nominacji ambasadorów czy członków organów spółek Skarbu Państwa. Niektórzy ministrowie cieszyli się specjalnymi względami dziennikarzy TV Trwam czy "Naszego Dziennika". Automatycznie rodzą się więc pytania, czy oferowali coś w zamian?

Trzeba koniecznie wyjaśnić pewne nominacje w ministerstwach, ale przede wszystkim to, jak urzędy centralne mogły być wykorzystywane przez ojca Rydzyka. Musi też zostać przeanalizowana głośna ostatnio - zatwierdzona zaledwie we wtorek - podwójna unijna dotacja na poszukiwanie wód termalnych. Dotychczas bowiem z zasady przyznawano dotację jednorazową i wymagano dokładnego rozliczenia, jak została wykorzystana. Wydaje się, że za rządów PiS obowiązujące zasady mogły być w stosunku do ojca Rydzyka mocno naginane.

Ale i prezes PiS nie był w tym związku niezależny. Z całą pewnością poddawał się jakiemuś szantażowi ze strony ojca Rydzyka. Ten ostatni w nagranym i ujawnionym wykładzie dla studentów swojej szkoły (słynne kilka miesięcy temu "taśmy Rydzyka") opowiadał, jak bracia Kaczyńscy nie dotrzymali danego mu słowa. Przed drugą turą prezydenckich wyborów 2005 roku mieli obaj spotkać się z ojcem dyrektorem, jednak w ostatniej chwili okazało się, że Lech dojechać nie może - Tadeusz Rydzyk odwołał wobec tego spotkanie i Jarosław Kaczyński musiał jak niepyszny wracać do Warszawy. Pokora się opłaciła: ostatecznie Radio Maryja udzieliło poparcia Lechowi Kaczyńskiemu, a ten podziękował za nie w pierwszych słowach po ogłoszeniu jego zwycięstwa.

Reklama

Dyrektor Radia Maryja charakteryzuje się jednak pewną istotną cechą: bardzo nie lubi słabych. Osłabienie PiS, jakie niewątpliwie widać w tej chwili, może w najbliższym czasie zmienić stosunek ojca Rydzyka do tej partii. Wspierał przecież najpierw Wałęsę, później AWS, potem LPR, lecz zawsze tylko do czasu, gdy te ugrupowania zaczynały przegrywać. I wtedy dotychczasowa miłość niezwykle łatwo zmieniała się w nienawiść. Właśnie w ten sposób ojciec Rydzyk położył na katafalku Romana Giertycha - ostatecznie został on zupełnie zmarginalizowany. Teraz także PiS nie może ojcu Rydzykowi zaoferować tak dużo, jak jeszcze do niedawna, więc w dłuższej perspektywie może to oznaczać przygotowanie katafalku również dla Jarosława Kaczyńskiego. Już dziś widać w PiS wewnętrzny rozłam, którego objawem stał się głośny bunt trzech wiceprezesów. A ojciec Rydzyk może zechcieć takie ruchy odśrodkowe jeszcze wzmacniać dla swoich własnych celów. Kiedy PiS pozostaje w opozycji, nie ma żadnego interesu we wzmacnianiu pozycji Jarosława Kaczyńskiego.

Podobny mechanizm raz już zadziałał, kiedy po wystąpieniu z partii Marka Jurka prezes PiS - nawet wbrew sobie - musiał walczyć o względy ojca dyrektora. Ojciec Rydzyk dostał wtedy bowiem alternatywę - grupę posłów skupionych wokół Marka Jurka - i Kaczyński obawiał się, że to na nich zechce przelać swą polityczną miłość. Aby do tego nie dopuścić, Jarosław Kaczyński - myślę, że rozdarty wewnętrznie - zdecydował się jednak na ostry kurs w prawo tak, że PiS z umiarkowanej partii chadeckiej niebezpiecznie zbliżyło się do endeckich obrzeży polskiej polityki. Zaszkodził tym sobie i całej partii. Dziś widać wyraźnie, że przyjaźń z ojcem dyrektorem na dłuższą metę nikomu jeszcze - poza nim samym - na zdrowie nie wyszła.