Sprawa działań polskiego MSZ na Białorusi wymaga wyjaśnienia. Nie chodzi jednak o polityczną jatkę, ale o spokojne przeanalizowanie, co było intencją polskiej dyplomacji: uzgodnione z Unią Europejską poszukiwanie kompromisu, sondowanie prezydenta Łukaszenki (to wersja optymistyczna) czy też cyniczna próba sprzedania lojalnych wobec Rzeczpospolitej i prawa białoruskiego działaczy polskich (wersja smutna). Najlepszym miejscem do tego poszukiwania odpowiedzi jest sejmowa komisja spraw zagranicznych.
Ale w całej sprawie najbardziej fascynuje mnie postawa Andżeliki Borys. W obliczu kolejnej próby zachowuje najwyższą klasę. Ani po spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem ani po wizycie u prezydenta Kaczyńskiego nie pozwoliła sobie na słowo za dużo. Na zgryźliwość, nutkę triumfu lub żalu.
A pewnie ją korciło, bo jest bezsprzeczne, że całe zawirowanie odczuła boleśnie. A jednak zachowała spokój. Dobrze zrobiła, bo wciągnięcie w spór PO-PiS relacji Polski z naszymi rodakami za granicą wyrządziłoby im niepowetowaną szkodę. Andżelika Borys imponuje coraz bardziej. Tak właśnie zachowuje się mąż (kobieta) stanu.