Samorozwiązanie Parlamentarnej Grupy Kobiet - jeśli jest faktem - robi naprawdę niesamowite wrażenie. Oznacza, że parlamentarzystki PO nie widzą potrzeby dalszego istnienia grupy mogącej prowadzić skuteczny lobbing na rzecz praw kobiet. Panie z PO przejęły tę grupę chyba tylko po to, żeby jakieś inne posłanki nie uczyniły z niej lepszego użytku, bo w obecnej postaci grupa nie robiła kompletnie nic. Zdaje się, że dosłownie nigdy w żadnej sprawie nie zabrała głosu!

Reklama

>>>Z Sejmu znikają kobiety

Nie jest mi szkoda, że się rozwiązała, skoro pod przewodem pań z - o dziwo - partii liberalnej, nie przypominała ani grupy lobbingowej, ani edukacyjnej ani choćby grupy wsparcia.Szczerze mówiąc, na myśl o tym, że Parlamentarną Grupę Kobiet zakładała w roku 1989 Barbara Labuda, że grupa działała przez tyle lat, a dziś panie z Platformy dochodzą po długim namyśle do wniosku, że nie ma sensu tego ciągnąć, bo i po co - muszę powiedzieć, słowami posła Gowina, że nóż się otwiera w kieszeni.

Szczególnie, że znajomość nowoczesnej, europejskiej polityki równościowej to obowiązek posłów i posłanek, a nie wyznanie czy hobby. Szczególnie, że świadomość przeciętnej Polki w kwestii własnych praw szalenie wzrosła w ostatnich latach i że Bruksela przeznacza na programy równościowe ogromne kwoty. Szczególnie, że mnóstwo szokujących przykładów dyskryminacji i naruszania praw dociera do opinii publicznej.

Reklama

Mam na myśli kwestie przemocy domowej, kazirodztwa, gwałtów ale i ochrony zdrowia, warunków porodów, na przykład refundacji znieczuleń, dostępu do badań profilaktycznych czy edukacji seksualnej. Są również kwestie tak zwane "bezpieczne", jak choćby skandaliczne prześladowanie matek przez ZUS za rzekomo zaległe składki. Tym panie mogłyby się zająć, ale może Matka Boska Trybunalska jest dla nich ważniejsza od kilkudziesięciu tysięcy realnie żyjący w Polsce matek, otrzymujących od ZUS-u listy z nieuprawnionym żądaniem spłat nawet 40 tysięcy złotych.

Zadziwiające jest to, że w obecnej epoce parlamentarnej zdominowanej przez PO zauważalna jest tak głęboka obojętność na prawa kobiet. Można mówić o fiasku polityki równościowej w rządzie PO. Pani Joanna Kluzik Rostkowska z PiS jest znacznie bardziej udaną specjalistką od praw kobiet, niż jakakolwiek desygnowana do tej roli parlamentarzystka Platformy Obywatelskiej. Chlubnym wyjątkiem jest tu pani posłanka Kidawa-Błońska. Ale to za mało.

Po pierwsze mamy feralny i nieudany urząd pełnomocniczki ds. Równego Traktowania pani Radziszewskiej. Mamy zamęt kompetencyjny między nią a minister pracy Jolantą Fedak. Mamy bardzo złą współpracę rządu ze środowiskami kobiecymi. Mamy zupełny brak aktywności i śmierć Parlamentarnej Grupy Kobiet, przejętej już parę lat temu przez posłanki Platformy. Uznały one, że nie ma sensu jakaś poważna aktywność, że agenda praw kobiet w Polsce właściwie nie istnieje. To jest naprawdę niesamowite! Wreszcie mamy pana posła Gowina, którego działalność jest absolutnym horrendum z perspektywy praw człowieka jako praw kobiet.

Są to zadziwiające zjawiska, bo wiele kobiet głosowało na PO właśnie licząc na większą postępowość tej partii na tle PiS-u. Kobiety niepotrzebnie identyfikowały się z hasłami podnoszonymi przez to ugrupowanie, sadząc że liberalizm dotyczy również dziedziny światopoglądowej. Dlaczego tak się marnie dzieje w PO - nie wiem i nie rozumiem.