Zostawmy związkowców. Chcą protestować akurat tego dnia? A niech sobie protestują, w wolnym kraju codziennie demonstruje w jakimś mieście po kilka tysięcy związkowców. Ekipa Tuska histeryczną awanturą z „Solidarnością” i obarczająca ich winą za fiasko obchodów rocznicy obalenia komunizmu maskuje tylko swą nieporadność.

Bo jakkolwiek nigdy nie byłem przesadnego mniemania o talentach organizatorskich członków drużyny Donalda, to byłem pewien, że obejmując władzę sprawdzili oni w kalendarzu, iż rok 2009 jest rokiem rocznic. Nic bardziej błędnego – nie sprawdzili. Rząd nie przygotował żadnych poważnych (w sensie skali, a nie powagi i zadumy) obchodów 4 czerwca. Zaproszenie nawet kilkudziesięciu gości, to – proszę wybaczyć – duperele, a nie świętowanie. Platforma Obywatelska nie zostawiała suchej nitki na polityce historycznej PiS – że martyrologiczna, że koturnowa, cierpiętnicza i rozdrapująca rany. Miała rację. Miała też jednak szansę pokazać, że potrafi lepiej, tym bardziej że i rocznica – a to w Polsce wyjątek – trafiła im się wesoła, i nie trzeba palić zniczy. Nie zrobili nic.

Dokładnie tak samo spisał się legendarnie już nieudolny dwór prezydenta. Lech Kaczyński podkreśla, że ma prawo do tego święta. Oczywiście, że ma, ale skoro decyzję o tym, gdzie będzie je obchodził, podejmuje na miesiąc przed nim, to znaczy, że się tym średnio przejął, a jego pięćsetosobowa kancelaria nie potrafiła zorganizować żadnej uroczystości.

Bodaj największym partaczem w tym gronie – a konkurencja wyśrubowała poziom żenady – jest prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Człowiek ów nie wychodzi z mojego telewizora, gdzie bez ustanku potępia warchołów z „Solidarności” psujących mu święto, a miejskie pieniądze trwoni na ogłoszenia, w których pisze to samo. Tymczasem jedyne, co zrobił, to darmowy koncert, na który w ostatniej chwili sprasza wyleniałe gwiazdy. Zamiast święta upadku komunizmu, historycznego koncertu Pink Floyd (aż się prosi o inne „The Wall”) czy Rolling Stones z Wałęsą, będziemy mieli Scorpions. Czyli gorzej niż byle Sopot. Trzeba było jeszcze Teresę Orlowski zaprosić – w końcu też z Niemiec.

W tej sytuacji najfajniejszym akcentem tych obchodów będzie akcja Pawła Althamera „Wspólna sprawa”. Artysta chce przebrać grupę 160 swoich sąsiadów z warszawskiego blokowiska Bródno w złote skafandry, zapakować ich w złoty samolot i wysłać do Brukseli. Na pomysł bardzo nerwowo zareagowali oficjele z reżimu Tuska. Niby są za, ale nurtowało ich pytanie: dlaczego oni mają być przebrani akurat w złote skafandry?!

Patrząc na was, panowie, rzeczywiście można dojść do wniosku, że Althamer się myli. Prawdziwi kosmici muszą być biało-czerwoni.