Gdyby chodziło o kogoś innego, a nie o popularnego posła współrządzącej partii, to może należałoby pozwolić działać prokuraturze lub chociaż dziennikarzom śledczym. Natomiast akurat ten poseł czynił zawsze z prawdy, nawet z prawdy podszytej ekshibicjonizmem, swój oręż w walce z politycznymi przeciwnikami. I pewnie nadal będzie tak robił. Dlatego dla własnego dobra poseł Palikot powinien opublikować w internecie to, co dał premierowi. Żebyśmy mogli sami ocenić jego wiarygodność.
>>> Karnowski: Palikot w buraczkach
Adwersarzem w tej sprawie jest DZIENNIK, bo to jego dziennikarze opisali całą historię i to oni najpierw powinni poznać te dokumenty. Myślę, że spokojnie Janusz Palikot mógłby zaprosić autorów tekstu i pokazać im te dokumenty, które pokazał premierowi. I zastrzec, by nie publikować tych, które mogą narazić jego bliskich na jakieś kłopoty, problemy. Myślę, że dziennikarze uszanowaliby to. Bo gdyby poznali prawdę, to przecież nie musieliby wszystkiego drukować. Panują jakieś cywilizowane zasady. Od dziennikarzy moglibyśmy się wtedy dowiedzieć: tak, widzieliśmy, są przekonujące, część publikujemy, części nie możemy na prośbę, ale widzieliśmy i to się wydaje wiarygodne. Lub nie. Namawiam do tego posła Palikota, ale namawiam też dziennikarzy DZIENNIKA, żeby dokładnie taką propozycję mu złożyli. Niech to wszytko odbędzie się w cywilizowany sposób.
>>> Michalski: Palikot ogrywa media
Co do samej sprawy: uważam, że sytuacja polega na tym, że Palikot nie dostaje żadnych prawdziwych pożyczek, że to są jakieś jego pieniądze, które w ten, a nie inny sposób postanowił sobie wypłacać. Nie jestem w stanie ocenić czy to jest naginanie prawa, jego naruszenie? Im dłużej sprawa trwa w takim zawieszeniu, tym częściej będą pojawiały się coraz bardziej fantastyczne wyjaśnienia tego wszystkiego. A to jakiś polityk powie, że jest finansowanie politycznego istnienia brudnymi pieniędzmi. Będą mnożyły się takie opowieści. Myślę, że dla swojego dobra i swojej kariery politycznej, którą zdaje się zaplanował na dość długo Palikot powinien przeprowadzić weryfikację tych materiałów nie tylko z premierem, ale też z autorami tekstu.
Z jednej strony nie chce pokazać tego, co ma na swoją obronę, tego co ma w zanadrzu, a z drugiej strony – skoro idzie do sądu, to będzie musiał pokazać dokumenty. Sąd go do tego zmusi. Moim zdaniem to tylko odwlecze całą historię i jest bez sensu. Chyba, że Palikotowi zależy na tym, by jakiemuś adwokatowi sporo zapłacić. Poza tym absurdalna wydaje mi się kwota, jakiej żąda jako zadośćuczynienia. Straszenie dziennikarzy tak wysokim odszkodowaniem ma działania zbliżona do kneblowania mediów. Niby z czego wzięła się ta kwota 10 milionów? Że niby takie straty poniósł jego wizerunek? Że niby tyle był wart?
Na przykładzie posła Palikota można po raz kolejny przestrzec wszystkich, którzy chcą oskarżać dziennikarzy czy media, że powinni swoje roszczenia formułować w rozsądnej wysokości. Inaczej będą posądzani o to, że posuwają się do zwykłego szantażu
_____________________________
PRZECZYTAJ TAKŻE:
>>> Michalski: „Wyborcza" osłania Palikota
gt;gt;gt; Palikot. Ostatnie tango w Biłgoraju?