Przy coraz większych kłopotach związanych z kryzysem i deficytem budżetu państwa rząd stworzył sobie jeszcze jeden problem – związany z finansowaniem mediów publicznych. Ogromnym błędem okazała się likwidacja abonamentu. Zaczynaliśmy się przyzwyczajać do tego, że dodatkowo płacimy za radio i telewizję. Ku uciesze publiki pozbyto się tych kosztów, nie mając pomysłu na sensowną alternatywę. A trzeba było poprawić ściągalność abonamentu albo pójść drogą proponowaną prze SLD i finansować media przez podatek dołączony do PIT-u lub podpinając go do innych opłat, na przykład za prąd.

Gdy rząd dopiero rozpoczynał snucie swoich wizji i planów, środowiska kultury apelowały o pozostawienie dofinansowania mediów z pieniędzy publicznych. W marcu skierowały do premiera Tuska list o utrzymanie abonamentu. Obawiano się, że wkrótce TVP nie będzie miała funduszy na finansowanie wartościowych filmów, koncertów, sztuk teatralnych ani audycji edukacyjno-kulturalnych. Cel był dobry. Mimo to odpowiedział krótko tylko szef klubu Platformy, że w tej sprawie decyzja już zapadła.

SLD próbowało wynegocjować tzw. minimum finansowania dla mediów gwarantujące co roku wpływy w wysokości 880 milionów złotych. Obawiam się, że w dzisiejszych warunkach znalezienie blisko miliarda na telewizję staje się bardzo poważnym problemem. Jak dotąd premier i minister finansów wypowiadali się twardo, że takich pieniędzy nie znajdą.

Nie wyobrażam sobie też naszpikowania telewizji publicznej przerwami na reklamę wrzucanymi w czasie niskobudżetowych filmów. Takie rozwiązanie byłoby oczywiście możliwe, gdyby TVP stała się stacją typowo komercyjną. Wtedy musiałaby nadawać takie programy, które dawałyby jej same przychody. A tak się raczej nie stanie. I dlatego trzeba poważnie pomyśleć o sprywatyzowaniu przynajmniej jednego kanału telewizji, zostawiając TVP Kultura z programami typowo kulturalnymi i filmami z wyższej półki. W innym razie temat dofinansowania będzie wracał, a rząd będzie się kręcił z coraz ciekawszymi pomysłami wokół własnego ogona.

Na razie nadal nie ma porozumienia między partiami w sprawie finansowania mediów. Niezrozumiały jest więc dla mnie ogromny optymizm bijący wręcz od posłów Platformy, że rządowi uda się osiągnąć w tej sprawie kompromis. Przed naszymi oczami rozgrywa się najwyraźniej kolejna gra, w której każdy mówi co innego – premier Tusk, że pieniędzy nie da, bo nie ma. A posłowie udają, że prowadzą wielkie negocjacje.

Wygląda również na to, że ustalenie KRRiT jako ciała konstytucyjnego miało sens. Nie ma co walczyć z wiatrakami o to, by telewizja była apolityczna, bo tak się nigdy nie stanie. Po ostatnich rządach należało tylko poprawić ściągalność abonamentu i ustalić dobrego szefa. Szansa została lekką ręką zmarnowana. Ostatnią deską ratunku wydaje się powrót do abonamentu w formie podatku. Niech teraz politycy siwieją na myśl, co będzie z pasztetem, który sami przygotowali.