Stereotypowe skojarzenia z innymi krajami: Niemcy – mężczyzna, to oczywiste, junkierski dryl i chmielna ludyczność, kiełbasa z cebulą i twardość rieslinga, miarowy stukot cholew i gardłowy język, żelazność kanclerzy i krwawość mitów; Niemcy nie zmieniają płci od wieków. Rosja - tu już trudniej, rodzaj żeński, ale raczej niedźwiedzica niż caryca, raczej psychuszka niż babuszka, raczej szara strefa niż Szarapowa, raczej kobieton niż kobieta. Francja - wszystko jasne, pierś Marianny, jesienne sweterki paryżanek, biel skóry dwornej i śniadość plażowej, Francja jest kobietą, nawet jeśli tę lawinę erotycznych skojarzeń kala czerep Zidane’a subtelny jak nocne przechadzki po pigalaku.
A Polska? Była kobietą, bez wątpienia, niegdyś utraconą karmicielką, do której pisano tęskne poema, kiedy indziej damą serca, za której cześć modnie było ginąć, ostatnio wyzwoloną nastolatką. Ale w ciągu minionego roku zmieniła płeć. Dalibóg, mężczyzna też może być sexy, jeśli ma zgrabny tyłeczek i niezgorsze poczucie humoru. Ale pan Polska, który się pokalanie narodził w Rzeczypospolitej nr 4, ma grube dupsko wepchane w spodnie z garnituru, a uśmiecha się tylko na plakatach wyborczych. I jeśli Francuzi są dumni ze swojej Marianny, u nas to raczej Marian (może lepiej: Maryjan) jest dumny ze swojej polskości. Tam, gdzie Marianna ma kuszący dekolt, Marian Polska ma duszący krawat, który codziennie wiąże mu żona. Marian lubi dowcipy stare, sprawdzone w towarzystwie, woli opowiadać, niż słuchać, dodaje sobie animuszu, wybuchając rechotem jako pierwszy. Współczynnik autoironii: patologicznie niski. Ulubiona lektura: poczet królów polskich (ale największe hołdy co niedziela oddaje Królowej). Ulubione dania: bigos, schabowy. Hobby: od kiedy się zaangażował w politykę, nie ma czasu na hobby, choć wcześniej lubił polować z kumplami. Dumny ze swoich dzieci. Nie do końca toleruje sposób, w jaki najstarszy syn zamawia piwo, ale jego zdaniem każdy może podnosić rękę jak chce, byle wiedział, na kogo. Za największą zniewagę uznałby nazwanie go gejem.
Taki mi się widzi pan Marian Polska. Dość niesexy. Gdyby mnie z nim kto zakwaterował w jednym pokoju hotelowym, wolałbym dopłacić za jedynkę.
Powiada się: Polacy uciekają z Polski. A przecież nie jest powiedziane, że Polacy uciekają przed Polską. Może uciekają przed Polakami. Nie uciekają d o wielkich pieniędzy, tylko o d wielkich przekrętów. Jeśli III Rzeczpospolita spolaryzowała się na Polskę A (obóz tych, którzy skorzystali) i Polskę B (tych, których wykorzystano), to obecna miesza wszystkich z tym samym błotem, dając w efekcie Polskę be. Czyli kraj w złym guście. Kraj zniesmaczenia. Kraj resentymentu.
Wyobraźmy sobie, że naprzeciw naszych drzwi zamieszkał nagle jakiś chamowaty awanturnik i zaczął się panoszyć. Można odpłacać mu pięknym za nadobne i uprzykrzać życie skuteczniej, niż on to robi nam. Tak mniej więcej wygląda teraz życie publiczne i polityka w Polsce. Wszyscy idą o lepsze we wzajemnym naprzykrzaniu się.
Można też go wyniośle ignorować i ze stoickim spokojem znosić kolejne incydenty albo tłumaczyć, że jest niegrzeczny – ale w najlepszym razie nas wyśmieje albo podłoży gówno na wycieraczkę. W każdym razie nadzieja, że go spokojnie przeczekamy, jest płonna; awanturnik uzna tylko prawo pięści silniejszej niż jego własna.
Takoż i ludzie z Polski wyjeżdżają, bo pojęli, że przeczekiwanie IV RP mogłoby trwać zbyt długo; wolą przeczekiwać ją w oddali.
Kryteria demokratyczne nigdy nie będą realnym ograniczeniem dla ludzi opętanych żądzą naprawiania urojonych szkód. Jeśli czysta żądza władzy jest okresową zachcianką dużych chłopców, to blednie wobec poczucia m i s j i, którą należy wypełnić. Inteligenckie wyszydzanie kompromitujących się polityków, ów bierny bojkot, kpiarskie czekanie, „aż sami się zagryz”, jest w gruncie rzeczy przyzwoleniem na anektowanie kolejnych przestrzeni życia publicznego przez polityków oszołomionych m i s j ą. Oni naprawdę uwierzyli, że mają moc uzdrawiania, jeżdżą po miastach i uzdrawiają chromy kraj, przecinają wstęgi i kładą kamienie węgielne dłońmi, które leczą. Któż może się przeciwstawić sile takiej sugestii? Misjonarze polskiej prawicy odkąd sprawują rządy, stali się terrorystami ducha – nie spoczną, póki nie zunifikują potrzeb materialnych i duchowych wszystkich Prawdziwych Polaków w każdej kategorii wiekowej – tu idzie rząd dusz, ba, o nowy model człowieka.
Szczególnie paskudne jest to, że szlachetne uczucia patriotyzmu i dumy narodowej zawłaszczyli ludzie „odrażający, brudni, źli”. Z uporem godnym lepszej sprawy zajmują się odklejaniem słów od znaczeń: w miejsce prawdy wprowadzając Prawdę, zamiast moralności Moralność, sprawiedliwość zaś staje się Sprawiedliwością. Żyjemy w rzeczypospolitej dużych liter: tu wzmocnienie działa jak hiperbola, szept zastępuje się krzykiem, subtelność przegrywa z gruboskórnością. Nad wszystkim zaś unosi się burzowa chmura patosu. Patos jest zaprzeczeniem humoru. Patos nie jest sexy. Podobnie jak sztuczność. Człowiek, który nie wierzy samemu sobie, nigdy nie będzie przekonujący, nawet gdyby klął się na Boga. Sztuczność go zdradzi. Tak też właśnie odbieram powrót do najgorszej tradycji „wieców poparcia”, który fundowali nam politycy. Jarmarczność, czy lepiej: odpustowość, tej wersji miłości do ojczyzny zbiegła się z nieszczęśliwą aparycją i warunkami głosowymi naszych Pierwszych Oratorów – w efekcie powrócił w dwójnasób gomułkowski „efekt gnoma”. Scena polityczna stała się panoptikum, którego nie wymyśliłby Witkacy. Nie wiadomo, kogo się tu bardziej bać – sobowtórów na czele państwa, a może nowej inkarnacji Jakuba Szeli, czy też może wielkiego weryfikatora teorii Darwina? Za nimi stoją przecie całe armie podobnych indywiduów. Właściwie w trosce o spokojne sny naszych dzieci wszystkie dzienniki telewizyjne powinny teraz zostać opatrzone czerwonym kwadracikiem. Ucieka więc lud, emigruje. Może i godziłby się na zarobki mniejsze, byle z domu nie musieć wyjeżdżać, no ale skoro w domu zdzierżyć nie można, bo jeno kłótnie i plwania, za to krucyfiks na każdej ścianie. Poza tym: czy każdy wyjazd to od razu ucieczka? A skoro ucieczka, to zdrada narodu swego, ojczyzny wydanie na pastwę licha? Znów patos, znów dramat; ludziska nie mogą po prostu wyjechać, zaraz uciekać muszą – lecz skoro tak, to może powstaje właśnie nasza nowa Wielka Emigracja? Dzieci nam się lada moment w strefie Schengen zaczną rodzić, jakże im będziemy tłumaczyć, żeby nie wyjeżdżały za granicę, skoro znaczenia słowa „granica” nigdy do końca nie zrozumieją? Śpiewając „Rotę”?
A dajcież wy mi spokój z tym Polską. Kiedy na powrót stanie się kobietą, sam zacznę pisać patriotyczne pieśni.
Wojciech Kuczok, prozaik, poeta, scenarzysta, krytyk filmowy. Ukończył Uniwersytet Śląski. Autor powieści „Gnój”, za którą dostał w 2003 r. Paszport Polityki oraz Nagrodę Literacką „Nike” w 2004. Napisał też scenariusz do filmu Magdaleny Piekorz „Pręgi”, który zdobył w 2004 główną nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni