Pytanie należy rozumieć nieco głębiej, a mianowicie na ile polityka zagraniczna może stać się przedmiotem działań lidera opozycji o określonej pozycji politycznej. Problem nie jest nowy, ale wizyty zagraniczne liderów opozycji, choć nie budzą entuzjazmu rządu, przyjmowane są na ogół do wiadomości. Problem leży w tym, że partia Jarosława Kaczyńskiego, głęboko niechętna dosyć umiarkowanej polityce rządu wobec Rosji, jest aktualnym liderem rankingów, a więc jego wygrana w najbliższych wyborach może stać się kluczowa dla kształtowania przyszłej polityki zagranicznej. A powinniśmy pamiętać, że w polityce działania muszą zostać podejmowane dużo wcześniej, aby mogły być zakończone z określonymi efektami.

Reklama

Poza koniecznością ciągłości prowadzenia polityki, istnieje dodatkowa przesłanka świadcząca o tym, że dobrze się stało, że doszło do wizyty Jarosława Kaczyńskiego w Gruzji oraz u byłego premiera. Z jednej strony niezaprzeczalną zasługą rządu jest budowanie nowej polityki wschodniej, która jeszcze kilka lat temu nie istniała. Sprawa ta, jak nic innego, może i powinna łączyć myślenie i działania naszego rządu i opozycji. W państwach byłego bloku wschodniego naszą politykę realizują jednak także osoby, które posiadają tam silną, niezależną od rządu pozycję polityczną. W Rosji do takich postaci od lat należą np. Stanisław Ciosek, Józef Oleksy czy Adam D. Rotfeld. Ponieważ prezydent Lech Kaczyński, brat lidera PiS, cieszył się w Gruzji dużą popularnością, również i sam Jarosław jest szanowany zarówno przez obywateli, prezydenta Micheila Saakaszwilego, jaki i wrogi mu rząd. Dlatego jego misja (w której towarzyszą mu dwaj deputowani do Parlamentu Europejskiego) może być w oczach poróżnionych polityków Gruzji dużo lepiej widziana, niż osoby wywodzącej się z rządu, ale nieposiadającego takiej pozycji jak Kaczyński.

Przykładem adekwatnym do aktualnej sytuacji są działania byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który z ramienia Unii Europejskiej prowadzi nieformalne rozmowy na Ukrainie w celu doprowadzenia do uwolnienia lidera opozycji Julii Tymoszenko. Stało się tak, ponieważ Kwaśniewski jest znany na Ukrainie i jest tam szanowany niezależnie od tego, kto aktualnie sprawuje tam władzę. W związku z tym rezultaty jego rozmów mogą okazać się bardziej skuteczne niż działania oficjalnej dyplomacji. A więc adekwatnie jeżeli taka sytuacja może mieć miejsce w przypadku Ukrainy, to dlaczego niby nie można tak postępować w przypadku Gruzji? Przecież poprzednia elita rządząca a obecnie opozycja jest tam również poddawana represjom aparatu sądownictwa pozostającego pod silnym wpływem administracji rządowej.

Interesem politycznym zarówno Polski jaki i UE jest uważne monitorowanie demokracji w Gruzji, rozeznanie, jak traktowana jest opozycja, w jakich warunkach przebywa uwięziony były premier Gruzji. Po półgodzinnym spotkaniu Jarosława Kaczyńskiego z Vano Merabiszwilim wiemy, że ten ostatni przebywa w bardzo złych warunkach w kraju, który w swoim czasie był kandydatem do przyszłego wstąpienia do UE i NATO. Z tego punktu widzenia nierozważnym by było, gdyby MSZ w krótkim czasie ponownie miał coś przeciwko upominaniu się o wartości, których Polska, jako kraj UE powinna bronić. Krytyczne wypowiedzi szefa MSZ nt. Juliana Assange’a twórcy Wikileaks, czy Edwarda Snowdena nie dodały rządowi zwolenników. Pozycja międzynarodowa Polski nie doznała więc żadnego szwanku ze względu na fakt, iż uczynił to Jarosław Kaczyński - lider opozycji. Przeciwnie, jego wizyta w Gruzji w tej delikatnej sprawie wyręcza rząd i analogicznie jak działalność byłych prezydentów L. Wałęsy i A. Kwaśniewskiego może poszerzać pozytywny wizerunek Polski na arenie międzynarodowej. A to, że sytuacja taka buduje portfel polityczny obecnego lidera opozycji w kraju, to już zupełnie inna bajka…