Krystyna Janda udzieliła wywiadu "Newsweekowi", w którym opowiada między innymi o tym, jak odnosi się do poczynań obecnego rządu wobec mediów publicznych. Aktorka zapewnia, że nie zamierza bojkotować TVP, martwi się jednak o przyszłość polskich mediów:
Boję się, że obecnej władzy sztuka myli się z propagandą. Tak naprawdę dziś zadanie szefa telewizji to bycie szefem propagandy. Tyle tylko, że to nie dyktatura, na razie mamy jeszcze telewizje prywatne, internet, prasę niezależną od władzy, ale zobaczymy, co będziemy mieć za chwilę.
Do forsowanego przez ministra Glińskiego pomysł kultury narodowej, artystka odnosi się z niepokojem:
Jestem polską artystką, a nie narodową. Kiedy przyjeżdżałam grać w filmie w Bułgarii, to słyszałam, że pracuję z zasłużonym, narodowym artystą Bułgarskiej Republiki Ludowej. Albo w Rosji w teatrze spotykałam tylko narodowych artystów. Zawsze uważałam, że to jest koloryt lokalny (...) Czy tym, którzy będą dawać pieniądze na sztukę, będzie zależało na tym, żeby robić naprawdę dobre rzeczy, opowiadające o naszej historii, czy chodzi o gloryfikowanie władzy? Na razie wszystkie działania zmierzają do tego, że słowa takie jak "patriotyzm", "patriota", "narodowy", stają się podejrzane.
Zdaniem aktorki, nowa władza może posunąć się do cenzurowania artystów:
Jak może funkcjonować cenzura dziś? Nie wyobrażam sobie. - mówi Janda i wspomina, jak za poprzednich rządów PiS oczekiwano od niej zdjęcia ze sceny spektaklu "Darkroom" opowiadającego o przyjaźni geja z dziadkiem, słuchaczem Radia Maryja.
Aż mnie zatkało, powiedziałam, że nie zdejmę. Padł argument, że miasto dołożyło 30 tysięcy i ma prawo wyrazić opinię. No to oddaliśmy te pieniądze, spektaklu nie zdjęłam i graliśmy go jeszcze przez lata.
Aktorka przyznała jednak, że choć niepokoi ją fakt, iż obecna władza zbyt dużym kultem darzy Hollywood, to nie odmówiłaby roli w dużej, narodowej produkcji filmowej, gdyby reżyserował ją Andrzej Wajda, bądź inny reżyser, do którego ma zaufanie.
Krystyna Janda w wywiadzie zwróciła także uwagę na retorykę stosowaną przez polityków PiS, a szczególnie przez Krystynę Pawłowicz. Aktorka ma swoją teorię na to, dlaczego posłanka bywa w swoich wypowiedziach tak napastliwa i agresywna:
Przypuszczam, że ta kobieta ma klimakterium w ostrym stadium. I ja to znam: uderzenia gorąca, nieopanowane ruchy. Tylko ja na to biorę plastry. Jeżeli na Polskę ma wpływać klimakterium Krystyny Pawłowicz, to ja przepraszam. Niepotrzebnie się śmieję, właściwie wcale mnie to wszystko nie śmieszy, ja się zwyczajnie zaczynam bać.