W poprzednich latach na zgromadzeniu pojawiali się głowa państwa, premier lub jego przedstawiciel oraz prokurator generalny. Wczoraj poza prezydencką prawniczką Anną Surówką-Pasek nie stawił się nikt, kogo można by określić przedstawicielem obozu rządzącego. Nie był to przypadek, ale zamierzona absencja lub, mówiąc wprost, afront pod adresem trybunału.
Polityczny aksjomat prawej strony politycznej sceny, że prezes trybunału Andrzej Rzepliński jest stroną w politycznym sporze, został w ten sposób rozciągnięty na całą instytucję. Instytucję, która bez względu na to, kto w niej zasiada i jakie jest o nim zdanie różnych stron, jest częścią państwa. Logika obecnej władzy prowadzi wprost do podziału na instytucje "nasze" czy "ich". O ile, co nie jest tajemnicą, politycy często w ten sposób myślą, to opinia sporej części społeczeństwa jest inna. To instytucje polskiego państwa, a nie PiS, Platformy Obywatelskiej, PSL czy Ruchu Kukiza. Dlatego wzajemne okazywanie braku szacunków czy instytucjonalna wojna to na dłuższą metę kopanie dołków pod samym sobą.
Jeśli mamy spór, to dyskutować mogą tylko obecni. Do jedynego rodzaju pojedynku na argumenty doszło wczoraj tylko między prezesem trybunału a Anną Surówką-Pasek, która odczytała lakoniczny list od prezydenta Andrzeja Dudy. Można go streścić w zasadzie w czterech punktach: TK jest częścią porządku prawnego, ale nie może zastępować ustawodawcy, nie może kwestionować wyboru sędziów wybranych przez Sejm, a więc przedstawicieli suwerena, wreszcie orzekając, jest związany art. 197, czyli musi orzekać według ustawy. Z czego wynika, że prezes powinien dopuścić do orzekania trójkę sędziów wybranych przez PiS i nie kwestionować ustawy naprawczej. Odczytanie całego listu zajęło dwie minuty. Nie było to długo jak na uroczysty charakter zgromadzenia, ale mieliśmy przynajmniej okazję zapoznać się ze stanowiskiem prezydenta. Rząd postanowił milczeć.
Pozostałe wystąpienia stały się deklaracją poparcia dla trybunału i prezesa Andrzeja Rzeplińskiego. On sam kolejny raz uzasadniał postępowanie swoje i innych sędziów. – Warunkiem zachowania zasady nadrzędności konstytucji jest istnienie efektywnego, niezależnego i odrębnego od władzy ustawodawczej i wykonawczej Trybunału Konstytucyjnego, gwarantującego, by prawo miało pierwszeństwo przed siłą oraz chroniącego ludzi przed dyktaturą większości - mówił prezes. W wystąpieniu znalazł się też fragment, który można odebrać jako polemizujący z tezą PiS, że trybunał będzie hamulcem dla naprawy państwa. Od zarania przemiany ustrojowej Trybunał Konstytucyjny podkreśla, że nie kwestionuje kompetencji ustawodawcy do stanowienia prawa odpowiadającego określonym założeniom politycznym, gospodarczym lub społecznym ani jego swobody stanowienia prawa, która ma służyć realizacji tych celów - przekonywał Rzepliński.
Reklama
Stanowisko TK jest popierane przez najważniejsze instytucje polskiego sądownictwa. Pierwsza prezes Sądu Najwyższego w liście odczytanym przez prezesa Izby Cywilnej tego sądu Tadeusza Erecińskiego apelowała, by sędziowie rozstrzygali zgodnie z orzeczeniami TK, nawet jeśli nie są publikowane. Chciałabym prosić wszystkich polskich sędziów, by mieli odwagę. Od nich zależy, czy polscy obywatele docenią wagę podziału władz - stało w nim. Nic dziwnego, że w tle obecnego sporu pojawiła się kwestia planowanych przez PiS zmian w sądach. W efekcie, mimo deklaracji woli kompromisu także ze strony rządu, po wczorajszej uroczystości można powiedzieć, że nie tylko jest do niego dalej, ale jesteśmy w przededniu jeszcze bardziej gorącego sporu już nie z trybunałem, ale znaczną częścią, jeśli nie z większością środowiska sędziowskiego.