Po pierwsze, ograniczone zostaną gwarancje praw pracowniczych obywateli innych krajów unijnych, przynajmniej te, które pochodzą z porządku unijnego i są wywodzone z traktatów europejskich. Po drugie, zostaną ograniczone związki gospodarcze Wielkiej Brytanii z UE, co oznacza zwichnięcie politycznej równowagi w samej Unii. Po trzecie, taki rozwój wypadków będzie inspirował siły polityczne w innych krajach, by problemy obiektywne załatwiać przez scenariusz wyjścia.
Jeśli chodzi o pierwsze zagrożenie, to z całą pewnością nie stanie się z dnia na dzień. Unijne gwarancje swobody przepływu osób czy usług zanikną dopiero w momencie podpisania porozumienia o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE, a to potrwa. Dopóki Wielka Brytania jest w UE, nawet po referendalnej decyzji o Brexicie wszystkie prawa i obowiązki będą na niej ciążyły tak, jak dziś. Zresztą nie spodziewam się, by z dnia na dzień Wielka Brytania chciała zaryglować swoją gospodarkę, która tradycyjnie jest przywiązana do otwartości. Wbrew niektórym sądom migracja do tego kraju jej pomaga. Dojdzie natomiast do osłabienia unijnych gwarancji praw. Status pracowników migrujących będzie zależał wyłącznie od brytyjskiego parlamentu. Biorąc pod uwagę ton debaty publicznej, można się spodziewać nieproporcjonalnych reakcji w stosunku do realiów gospodarki. Nie chcę jednak dramatyzować, bo nawet gdyby Wielka Brytania opuściła UE, standardy ochrony pracy pozostaną europejskie, choć będzie to oznaczało selektywną politykę migracyjną pod kątem potrzeb rynku pracy.
Choć Wielka Brytania potocznie jest postrzegana jako sceptyczna wobec Brukseli, w rzeczywistości jest bardzo zaangażowana w proces europejski. Co prawda była ona krajem skłonnym do przedstawiania krytycznych opinii, ale z drugiej strony zawsze gotowym do uczestniczenia w twardych negocjacjach. To powodowało pewną równowagę między państwami bardziej protekcjonistycznymi i tymi, które mają więcej zaufania do wspólnego rynku. Ewentualne odejście Wielkiej Brytanii wzmocniłoby ten pierwszy obóz, co jest złą wiadomością dla Europy Środkowej, która w dużym stopniu oparła swoją strategię rozwoju na udziale w rynku wspólnotowym. Już dziś widać presję na jego przymykanie w postaci oporu wobec dokończenia otwarcia rynku usług, próby wprowadzenia ustawodawstwa krajowego, które ma charakter protekcjonistyczny i zamykający rynek. Bez Wielkiej Brytanii wprowadzenie tego typu zmian będzie łatwiejsze.
Najgroźniejsze jest jednak trzecie zagrożenie. Ewentualny Brexit osłabi Europę. Są dwa czynniki dekompozycji. Z jednej strony kraje Północy UE, które będą chciały powtórzyć drogę brytyjską. Z drugiej – głosy na Południu, że trzeba dokonać znacznie głębszej integracji w znacznie mniejszym gronie. Logika po obu stronach jest zupełnie inna, ale efekt będzie ten sam – rozsypana Unia. Obie strony sporu lekceważą najważniejszy czynnik podmiotowości unijnej, jakim jest skala UE. Każdy projekt powołania mniejszej unii w ramach UE czy nawet poza nią oznacza osłabienie Europy i jej podmiotowości politycznej, handlowej, gospodarczej na świecie. To najważniejsze wyzwanie, jeśli negatywny scenariusz zostanie zrealizowany.
Reklama
I to będzie wyzwanie dla polskiej polityki europejskiej. My, jak zapewne inne państwa członkowskie, wolelibyśmy, by do niego nie doszło, bo to zły sposób załatwiania problemów. My je widzimy, a nawet czasami podzielamy. Ale wychodzenie z UE tych problemów nie rozwiąże, a zupełnie inne nasili. To złe nie dla Polski czy Europy Środkowej, ale dla całego kontynentu i w duchu tego typu odpowiedzialności jesteśmy przekonani, że trzeba zrobić wszystko, by tego scenariusza uniknąć.