Emilia Świętochowska: Już wkrótce PiS otworzy szeroko drogę do posady, która jest zwieńczeniem marzeń każdego prawnika: sędziego Sądu Najwyższego. Pan też marzy o takiej ścieżce kariery?
Jacek Sokołowski*: Nie, choć chyba już nic nie stoi na przeszkodzie. Zresztą podejrzewam, że teraz preferowani będą jednak prokuratorzy.
Skąd to przekonanie?
PiS planuje daleko idącą wymianę personalną w sądownictwie, a poza prokuraturą nie bardzo będzie skąd te nowe kadry brać. W zasadzie spełniać trzeba będzie dwa kryteria: lojalności i minimum wymagań ustawowych dotyczących sędziów sądów powszechnych, SN oraz prezesów sądów. A PiS od zawsze był w kontrze do środowisk prawniczych, nigdy nie chciał się z nimi porozumieć czy też nie umiał trafić do sędziów czy adwokatów, którzy domagali się zmian i chętnie wzięliby udział w ich wdrażaniu. Prawo i Sprawiedliwość zawsze miało taką strategię, nie wiem, na ile świadomą, że wrzucało wszystkich prawników do jednego worka i etykietowało ich negatywnie.
Mimo że zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Zbigniew Ziobro też są prawnikami.
Tyle że oni nigdy na dobre w tym środowisku nie funkcjonowali, są outsiderami. Nie przejęli jego kodów kulturowych czy wzorców postępowania. W otoczeniu PiS pojawiali się więc co najwyżej prawnicy, którzy byli z zawodowymi elitami skonfliktowani i rzucali im wyzwanie. PiS od momentu, kiedy zaczął się formować, był partią malkontentów transformacji, a większość osób funkcjonujących w wymiarze sprawiedliwości jest albo jej beneficjentami, albo po prostu ją zaakceptowała. Jedyną grupą prawników, w której PiS, a konkretnie minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, ma jakiekolwiek rozeznanie i którą kontroluje, są prokuratorzy. I sądzę, że będzie to ten naturalny rezerwuar, z którego teraz będzie kreowana nowa personalna obsada sądów.
*Dr Jacek Sokołowski, radca prawny, kierownik Centrum Badań Ilościowych nad Polityką Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego