Jarosław Kaczyński otworzył się przed panem?
Powiem pani, dlaczego w wystąpieniach publicznych nie odwołuję się do naszej znajomości osobistej, do tego, co mu w duszy gra. Bo uważam, że to byłoby niesmacznym nadużyciem. Mogę jednak analizować zobiektywizowane zachowania, ludzki sens.
Proszę bardzo, wtorkowa wypowiedź o zdradzieckich mordach, o kanaliach, które zamordowały Lecha Kaczyńskiego.
Jarosław Kaczyński powiedział te straszne słowa o politykach PO, bo nie mógł ich skierować do Andrzeja Dudy. Gdzie we wtorek doszło do zdrady? Przecież nie na sali sejmowej, tylko w Pałacu Prezydenckim.
A środowa wypowiedź prezesa Kaczyńskiego tłumacząca tę wcześniejszą: nie miałem innego wyjścia, to był imperatyw moralny.
Jak nie można swoich działań wyjaśnić w kategoriach politycznych, to zawsze można odwołać się do kategorii moralnych. Nikt nic nie wie, nie rozumie, ale za to wzniośle brzmi. Analizuję działania Jarosława Kaczyńskiego i wiem, że dla niego, tak jak dla Eduarda Bernsteina, twórcy rewizjonizmu w ruchu robotniczym, cel jest niczym, ruch jest wszystkim. On nie ma żadnego określonego celu, nie ma żadnej wizji Polski. Jest za to wizja rządzącego Polską PiS. Jak poskrobać te jego dywagacje dotyczące wizji Polski, naszego miejsca Polski w Europie, to się okazuje, że to pozłotka. Jak ją analitycznym kwasem oblać, to znika. Sądzę, że prezes Kaczyński, a z nim cały PiS, wspina się na jakieś szczyty, na których nie ma niczego. Jedna kadencja, dwie kadencje, trzy kadencje... Ile jeszcze tych ośmiotysięczników w Himalajach?
To prorokowanie.
Chodzi o to, żeby zdobyć wszystkie ośmiotysięczniki.
No i pana dawni przyjaciele – prezes Kaczyński, minister Macierewicz – są teraz na szczycie. A pan jest?
Polityka według mnie należy do dziedziny sztuk wyzwolonych. Odebrano mi czy to dłuto, czy pędzel, więc co mi pozostało – bycie krytykiem sztuki politycznej. Skończyłem 62 lata, więc już się nie przekwalifikuję.